poniedziałek, 11 listopada 2013

8. When you walked out that door, a piece of me died

                Nagle poczułam się, jakbym od dłuższego czasu przebywała na palącym słońcu. Otworzyłam mocno zaciśnięte powieki i lekko uniosłam się w miejscu na łokciach. Wcześniej się nie pomyliłam - wysoko na bezchmurnym niebie znajdowało się słońce, które powodowało, że temperatura powietrza była niebezpiecznie wysoka. Siedziałam na leżaku, ubrana w biały, jednoczęściowy strój kąpielowy. Rozejrzałam się wokół i zorientowałam się, że znajduję się na sporym tarasie, wokół którego rosły niewielkie palmy daktylowe, a przed sobą miałam duży basen. Po jego drugiej stronie dostrzegłam czyjąś sylwetkę. Po charakterystycznej budowie ciała i fryzurze od razu poznałam, że to był Mike. Obserwowałam go uważnie. Dostrzegłam papierosa w jego dłoni. Zaciągnął się dymem w taki sam sposób, jak podczas tego wieczoru, o którym chciałam szybko zapomnieć, po czym rzucił go na kafelki przed sobą i przygniótł czubkiem buta. Wsunął dłonie w kieszenie ciemnych dżinsów, odchylając głowę lekko do tyłu, po czym wypuścił z przymkniętych ust chmurę szarego dymu. W tym intensywnym blasku słońca Mike wydawał się niesamowicie pociągający, zwłaszcza, że po chwili jednym ruchem pozbył się koszulki, którą rzucił na ziemię. Spokojnie patrzyłam, jak zdejmował buty, rozpinał spodnie i ściągał je ze swoich nóg.  Chwilę potem podszedł do krawędzi basenu. Lekko się nachylił, po czym odbił się od ziemi i wykonał idealny skok do wody, która przy kontakcie z jego ciałem rozprysnęła się na boki. Minęło ponad pięć sekund, gdy wynurzył się nad powierzchnię. Kosmyki mokrych czarnych włosów opadły mu na jego czoło. Otarł twarz z cieknącej mu po policzkach wody i spojrzał w moją stronę.
                Postanowiłam zadziałać. Podniosłam się z leżaka i wolno ruszyłam w stronę schodów w basenie. Kroki stawiałam lekko, ale ostrożnie. Miałam wrażenie, że czas płynie wolniej niż zwykle, co sprawiło, że przez chwilę czułam się nieswojo. Zignorowałam jednak to uczucie i odgarniając włosy z ramion postawiłam stopy na pierwszym stopniu, zanurzając się w wodzie po kostki. Zrobiłam jeszcze kilka kroków, schodząc na dół i coraz głębiej znajdując się w wodzie. W końcu jednak znalazłam się na dnie. Kontakt z lodowatą wodą, po długim leżeniu na słońcu był czymś niesamowitym. Czułam, jak moja rozgrzana skóra gwałtownie się schładza. Zanurzyłam się w wodzie aż po szyję. Odbiłam nogi od dna i zanurkowałam, jednak bardzo szybko zaczęło brakować mi powietrza, więc wynurzyłam się nad powierzchnię. Od razu zauważyłam Mike’a czekającego na mnie na środku basenu. Przepłynęłam dystans dzielący nas, a gdy w końcu się przy nim znalazłam, założyłam mu ręce na szyję i przysunęłam się do niego. W jaskrawym świetle słońca, którego promienie przenikały przez liście palm daktylowych, widziałam każdy szczegół jego twarzy. Ciemne oczy, które pozornie nie wyrażały żadnej emocji, wilgotne kosmyki czarnych włosów, opadające na jego czoło, przymknięte usta zanurzone do połowy w wodzie… Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej i złożyłam na jego ustach pocałunek. Poczułam, jak jego ręka wędruje po moich plecach, karku i zatrzymuje się na tyle głowy, by mógł wpleść palce w moje mokre włosy i mocniej przycisnąć mnie do siebie. Odwzajemnił pocałunek o wiele namiętniej. Rozchyliłam lekko wargi, a po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Chciałam więcej, ale Mike odsunął się ode mnie na kilka centymetrów i spojrzał mi w oczy, równocześnie uśmiechając się w dziwny sposób. Nie wiedziałam, o co może mu chodzić, dopóki nie zacisnął swoich dłoni na mojej szyi. Nie mogłam nabrać powietrza w płuca, bo uścisk dłoni miał bardzo mocny. Nie byłam zdziwiona. Czułam jedynie dziwny ucisk w brzuchu najprawdopodobniej spowodowany strachem. Spojrzałam na Mike’a błagalnym wzrokiem, ale nie rozluźniał uścisku. Nie mogłam nic zrobić, ani nabrać powietrza, ani nawet próbować się uwolnić. Pozwoliłam, by zanurzył moją głowę pod wodą.

                Otworzyłam oczy i gwałtownie podniosłam się w miejscu. Miałam wrażenie, że coś wciąż uciska moją szyję, więc podniosłam ręce i przyłożyłam je do niej.  Na szczęście wszystko było jak najbardziej w porządku. Uspokojona usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się w mojej sypialni. Byłam w domu, czyli to wszystko musiało być tylko snem.
                Niechętnie wstałam z łóżka i poszłam do salonu, rozmasowując po drodze obolały kark. Rzuciłam okiem na zegar stojący na regale. Było już po jedenastej, czyli wychodziło na to, że spałam dłużej, niż planowałam. Spojrzałam jeszcze na kanapę.  Poduszki zostały równo ułożone, z oparcia zniknęła koszulka Chestera, a koc, którym był przykryty, leżał na fotelu idealnie złożony Wszystko wskazywało na to, że poszedł sobie do domu i zostawił mnie samą bez słowa pożegnania. W sumie to było dość oczywiste – miał swoje obowiązki i nie mógł siedzieć wiecznie z dziewczyną, którą poznał kilka miesięcy wcześniej.
Poczłapałam do kuchni i aż zatrzymałam się w progu, gdy zobaczyłam, że przy wysepce kuchennej siedział Chester. Spokojnie przeglądał gazetę, a w dłoni trzymał mój ulubiony kubek, wypełniony najprawdopodobniej kawą. Więc został. I bardzo dobrze, bo lubiłam jego towarzystwo. Nie miałam mu nawet za złe, że pożyczył sobie mój kubek i rozgościł się w kuchni bez mojej wiedzy.
- Cześć – mruknęłam cicho
- Dzień dobry – odparł, podnosząc wzrok znad gazety – Wyspałaś się?
- Powiedzmy, że tak – odparłam, siadając na krześle obok niego – Od kiedy nie śpisz?
- Od ósmej – powiedział spokojnie.
- Czytasz wczorajszy numer – powiedziałam po chwili, wskazując dłonią na trzymany przez niego dziennik.
- Racja – stwierdził, zerkając na pierwszą stronę, na której dużą czcionką napisana była data z poprzedniego dnia.
                Powrócił do przeglądania gazety. Wiedziałam jednak, że wcale jej nie czytał, tylko intensywnie nad czymś myślał. Przez to wydawało mi się, że chciał coś przede mną ukryć. Doskonale przeczuwałam, że coś jest nie tak, więc zirytowana warknęłam:
- Chester, przestań.
                Natychmiast spojrzał na mnie przenikliwie tymi swoimi ciemnymi oczami. Nareszcie odłożył na blat gazetę i całą swoją uwagę poświęcił tylko dla mnie.
- O co ci chodzi? – zapytał, udając zdziwionego.
- Przestań udawać, że nasza wczorajsza rozmowa nie miała w ogóle miejsca – wyjaśniłam, starając się nie zabrzmieć zbyt ostro.
- Sądziłem, że to dla ciebie drażliwy temat – odparł już bez tej obojętności w głosie – Myślałem, że nie chcesz sobie przypominać.
- Ale nie musisz zachowywać się, jakby wszystko było w porządku.
- Skąd miałem to wiedzieć? – zapytał, z lekkim oburzeniem w głosie.
                Nagle poczułam się głupio. Zorientowałam się, że oskarżałam go o rzeczy, o które nie miałam prawa go oskarżać. Chciałam tylko rozładować emocje, a padło akurat na niego.
- Przepraszam, poniosło mnie… - mruknęłam po chwili ciszy – Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie umiem ostatnio sobie radzić.
- Nie dziwię ci się – odparł – Po tym co przeszłaś, to nie jest nic zaskakującego. Powiedziałbym nawet, że jestem pełen podziwu, że trzymasz się tak dobrze.
- Wiesz, to kwestia przyjaciół – uśmiechnęłam się do niego – A zwłaszcza jednego.
- Udaję, że nie wiem, o kim mówisz – puścił do mnie oczko, a ja tylko się zaśmiałam.
                Na chwilę zapanowała nieco niezręczna cisza. Chester w tym czasie dość intensywnie mi się przyglądał i dopiero po jakimś czasie się odezwał:
- Skoro nie chcesz, żebym udawał, to pozwolisz, że cię o coś zapytam? – W odpowiedzi skinęłam lekko głową – Czy nadal czujesz się winna za… wszystko, co się wydarzyło?
                Wbiłam wzrok w moje dłonie i zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią, która mogłaby go usatysfakcjonować. Z jednej strony, mogłam skłamać, by uniknąć kolejnych nieprzyjemnych pytań i rozmów. Mogłam też powiedzieć prawdę, co było dla mnie nieco trudniejsze, ale równocześnie korzystniejsze.
- Chyba nigdy nie przestanę się winić za śmierć Damiena, ale Mike… Chyba się już usprawiedliwiłam z tego, co zrobiłam – wyjaśniłam.
- Przez jedną noc? Wow, naprawdę szybko – mruknął, kiwając lekko głową, po czym dodał już poważniej – Dlaczego zmieniłaś zdanie w tak krótkim czasie?
                Pomyślałam, że to może przez mój sen i w ostatniej chwili ugryzłam się w język, by nie powiedzieć tego na głos. Gdyby się o tym dowiedział, pewnie wziąłby mnie za wariatkę, łatwo ulegającą najmniejszym wpływom.
- Podobno człowiek musi pójść spać z problemem, żeby rano sam się rozwiązał – odparłam wymijająco, chociaż to, co powiedziałam w niewielkiej części było prawdą.
- W sumie… - powiedział cicho, po czym dodał, spoglądając na mnie uważnie – Zaraz jadę do studia. Znając życie Mike siedzi tam już od rana. Jeśli chcesz, to mogę rozwiązać tę sprawę z nim za ciebie.
- I co mu powiesz? Że przykro mi, że go uderzyłam? Że nie wiem, czego ode mnie oczekuje? – odparłam, a w moim własnym głosie mogłam wyczuć odrobinę irytacji, której nie chciałam w żaden sposób ujawniać.
- Lauren, wczoraj mówiłaś mi zupełnie inne rzeczy. Co się stało? – zapytał spokojnie.
- Byłam roztrzęsiona i nie mogłam racjonalnie myśleć. Teraz już mogę i wiem, że jest mnóstwo innych rozwiązań – wyjaśniłam – Dziękuję za to, że chcesz mi pomóc, ale widzę, że teraz już chyba poradzę sobie sama. Sądzę, że wiem, czego chcę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz już mojej pomocy? – spytał, a w jego oczach dostrzegłam iskierkę nadziei, jakby mu bardzo zależało na tym, żeby mógł mi pomóc.
- Jestem – odpowiedziałam.
- No dobrze – mruknął wstając z krzesła – To na mnie już czas. Gdy zmienisz zdanie, to zawsze możesz dać mi znać.
- Jasne – rzuciłam, po czym również podniosłam się z miejsca.
- Czyli do zobaczenia… Niedługo – pożegnał się, a ja zamiast odpowiedzieć, wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek.
- Do zobaczenia – mruknęłam jeszcze.
                Chester uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł z kuchni, a po chwili usłyszałam ciche trzaśnięcie zamykanych drzwi wejściowych. Chwyciłam kubek, z którego pił wcześniej kawę. Nie dopił jej do końca, więc zrobiłam to za niego. Pił czarną, mocną kawę; taką, jaką lubiłam najbardziej. Odstawiłam pusty już kubek z głuchym brzękiem do zlewu, po czym udałam się do mojego pokoju, by wrócić do przyziemnych spraw.

                Próbowałam rozwiązać zadanie domowe z matematyki, gdy zadzwonił mój telefon. Dzwonił Chester. Od razu odebrałam.
- Tak? – odezwałam się pierwsza.
- Rozmawiałem z Mikiem… - zaczął, jednak od razu mu przerwałam.
- Przecież miałeś z nim nie rozmawiać.
- Ale on sam podjął temat, więc co miałem zrobić? – wyjaśnił spokojnie – Zraniłaś go wiesz? I wcale nie chodzi mi o to, że go uderzyłaś.
- Co masz na myśli? – spytałam podejrzliwie.
- Sądzę, że powinnaś z nim porozmawiać – powiedział powoli.
- Dobrze, ale nie teraz – odparłam takim samym tonem głosu.
- Myślę, że im szybciej to zrobisz, tym będzie lepiej dla ciebie, Mike’a i dla mnie.
- Porozmawiam z nim, gdy będę gotowa. Nie w najbliższym czasie – odparłam.
- Skoro tak sądzisz… - mruknął – No więc… Co robisz jutro?
- Szkoła i obowiązki.
- Jeśli chcesz, to mogę podwieźć cię do szkoły – zaproponował.
- Czemu nie. Tylko zadzwoń do mnie, jak będziesz podjeżdżał pod mój dom – powiedziałam, mimowolnie się uśmiechając.
- Nie ma sprawy – odparł – Czyli widzimy się jutro rano.
- Jasne. Do zobaczenia – pożegnałam się.

                Chester się rozłączył, a ja odłożyłam telefon na biurko i mocniej wcisnęłam się w fotel, zastanawiając się, czy to wszystko ma w ogóle jakikolwiek sens.


Wróciłam z nowym rozdziałem, tym razem najprawdopodobniej na stałe. Przepraszam, że tyle czasu nie dawałam znaku życia, ale miałam tak dużo spraw na głowie, że po prostu nie miałam czasu. Konkurs, do którego przygotowywałam się prawie trzy miesiące, został już przeze mnie napisany, więc sądzę, że teraz będę mieć więcej wolnego czasu, który będę mogła poświęcić na pisanie. Od dzisiaj biorę się też za nadrabianie wszelkich zaległości :)
Jeśli chodzi o sen Lauren, którego początkowo nie chciałam wrzucać do żadnego rozdziału, jest on zainspirowany teledyskiem Blue Jeans ;)

6 komentarzy:

  1. Super że wróciłaś :) rozdział jak zwykle cudowny, mam nadzieję że niedługo pojawi się następny, życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cud, miód i malina! :D
    Cieszę się, że wróciłaś!
    Tęskniłam za twoim opowiadaniem. Codziennie sprawdzałam, czy czegoś nie dodałaś. I tu nagle NIESPODZIANKA! :D
    Nie winię Cię za to, że nie miałaś czasu na pisanie. Sama zrobiłam sobie teraz przerwę od pisania, ale u mnie oprócz nawału obowiązków dochodził jeszcze brak weny. No, ale jak sobie wszystko ułożysz, to zawsze znajdziesz choć godzinkę dziennie na coś, co lubisz. :)
    Nie wiem czemu, ale w duchu chciałabym, żeby Lauren była z Chazem (nie wiem, może to takie moje schorzenie na tle psychicznym XD)
    Noo, ale cokolwiek wymyślisz, to zawszę będę to czytała :D
    No dobra, nie przynudzam już, bo zaśniesz. XD Życzę mnóstwa czasu na pisanie, skrzyni pełnej weny i pozdrawiam. ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmmm cudo <3 Jest jeszcze lepsze niż się spodziewałam ;) Rozwinięcie zapowiada się ciekawe i emocjonujące ... Będę czekać tyle, ile trzeba :* Tak się cieszę z powodu konkursu! Zobaczysz, że jeszcze ich tam wszystkich powalisz na kolana! Powodzenia <3
    A xx.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabiję Cię. Czemu nic mi nie napisałaś o tak genialnym rozdziale?
    Cudny jest. Rozpływam się w tym śnie na początku, w tej czarnej kawie Chaz'a, w tym wszystkim co Mike wyprawia z Lauren... No nie wiem co mam dalej pisać, wszystko co chciałam, zostało wyżej napisane. Piszesz bardzo podobnie do dziewczyny z in-pieces.blogspot.com (niestety emerytowanej :C), a to wspaniale, bo mi tamtej historii niezmiernie brakuje... No ale wracając do Ciebie: proszę, nie zostawiaj tej historii! Pisz, pisz bo masz talent i gromadkę fanów. Naprawdę czekam na następny. Proszę, poinformuj mnie o nim u mnie. Weny, weny dziewczyno!

    PS- Przez cały ten nieszczęsny październik i połówkę listopada, postanowiłam nie spamować Ci info. o nowych u mnie. Z czystej grzeczności XD No ale uznałam, że kiedy już napisałaś to co tam miałaś do napisania, to czas najwyższy.
    Zapraszam. Chyba ominęły Cię jakieś 4 rozdziały :-)
    my-own-paranoia.blogspot.com

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na dziewiętnastkę :-) my-own-paranoia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na kolejny rozdział i przepraszam za en ohydny spam :)

    OdpowiedzUsuń