poniedziałek, 11 listopada 2013

8. When you walked out that door, a piece of me died

                Nagle poczułam się, jakbym od dłuższego czasu przebywała na palącym słońcu. Otworzyłam mocno zaciśnięte powieki i lekko uniosłam się w miejscu na łokciach. Wcześniej się nie pomyliłam - wysoko na bezchmurnym niebie znajdowało się słońce, które powodowało, że temperatura powietrza była niebezpiecznie wysoka. Siedziałam na leżaku, ubrana w biały, jednoczęściowy strój kąpielowy. Rozejrzałam się wokół i zorientowałam się, że znajduję się na sporym tarasie, wokół którego rosły niewielkie palmy daktylowe, a przed sobą miałam duży basen. Po jego drugiej stronie dostrzegłam czyjąś sylwetkę. Po charakterystycznej budowie ciała i fryzurze od razu poznałam, że to był Mike. Obserwowałam go uważnie. Dostrzegłam papierosa w jego dłoni. Zaciągnął się dymem w taki sam sposób, jak podczas tego wieczoru, o którym chciałam szybko zapomnieć, po czym rzucił go na kafelki przed sobą i przygniótł czubkiem buta. Wsunął dłonie w kieszenie ciemnych dżinsów, odchylając głowę lekko do tyłu, po czym wypuścił z przymkniętych ust chmurę szarego dymu. W tym intensywnym blasku słońca Mike wydawał się niesamowicie pociągający, zwłaszcza, że po chwili jednym ruchem pozbył się koszulki, którą rzucił na ziemię. Spokojnie patrzyłam, jak zdejmował buty, rozpinał spodnie i ściągał je ze swoich nóg.  Chwilę potem podszedł do krawędzi basenu. Lekko się nachylił, po czym odbił się od ziemi i wykonał idealny skok do wody, która przy kontakcie z jego ciałem rozprysnęła się na boki. Minęło ponad pięć sekund, gdy wynurzył się nad powierzchnię. Kosmyki mokrych czarnych włosów opadły mu na jego czoło. Otarł twarz z cieknącej mu po policzkach wody i spojrzał w moją stronę.
                Postanowiłam zadziałać. Podniosłam się z leżaka i wolno ruszyłam w stronę schodów w basenie. Kroki stawiałam lekko, ale ostrożnie. Miałam wrażenie, że czas płynie wolniej niż zwykle, co sprawiło, że przez chwilę czułam się nieswojo. Zignorowałam jednak to uczucie i odgarniając włosy z ramion postawiłam stopy na pierwszym stopniu, zanurzając się w wodzie po kostki. Zrobiłam jeszcze kilka kroków, schodząc na dół i coraz głębiej znajdując się w wodzie. W końcu jednak znalazłam się na dnie. Kontakt z lodowatą wodą, po długim leżeniu na słońcu był czymś niesamowitym. Czułam, jak moja rozgrzana skóra gwałtownie się schładza. Zanurzyłam się w wodzie aż po szyję. Odbiłam nogi od dna i zanurkowałam, jednak bardzo szybko zaczęło brakować mi powietrza, więc wynurzyłam się nad powierzchnię. Od razu zauważyłam Mike’a czekającego na mnie na środku basenu. Przepłynęłam dystans dzielący nas, a gdy w końcu się przy nim znalazłam, założyłam mu ręce na szyję i przysunęłam się do niego. W jaskrawym świetle słońca, którego promienie przenikały przez liście palm daktylowych, widziałam każdy szczegół jego twarzy. Ciemne oczy, które pozornie nie wyrażały żadnej emocji, wilgotne kosmyki czarnych włosów, opadające na jego czoło, przymknięte usta zanurzone do połowy w wodzie… Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej i złożyłam na jego ustach pocałunek. Poczułam, jak jego ręka wędruje po moich plecach, karku i zatrzymuje się na tyle głowy, by mógł wpleść palce w moje mokre włosy i mocniej przycisnąć mnie do siebie. Odwzajemnił pocałunek o wiele namiętniej. Rozchyliłam lekko wargi, a po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Chciałam więcej, ale Mike odsunął się ode mnie na kilka centymetrów i spojrzał mi w oczy, równocześnie uśmiechając się w dziwny sposób. Nie wiedziałam, o co może mu chodzić, dopóki nie zacisnął swoich dłoni na mojej szyi. Nie mogłam nabrać powietrza w płuca, bo uścisk dłoni miał bardzo mocny. Nie byłam zdziwiona. Czułam jedynie dziwny ucisk w brzuchu najprawdopodobniej spowodowany strachem. Spojrzałam na Mike’a błagalnym wzrokiem, ale nie rozluźniał uścisku. Nie mogłam nic zrobić, ani nabrać powietrza, ani nawet próbować się uwolnić. Pozwoliłam, by zanurzył moją głowę pod wodą.

                Otworzyłam oczy i gwałtownie podniosłam się w miejscu. Miałam wrażenie, że coś wciąż uciska moją szyję, więc podniosłam ręce i przyłożyłam je do niej.  Na szczęście wszystko było jak najbardziej w porządku. Uspokojona usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się w mojej sypialni. Byłam w domu, czyli to wszystko musiało być tylko snem.
                Niechętnie wstałam z łóżka i poszłam do salonu, rozmasowując po drodze obolały kark. Rzuciłam okiem na zegar stojący na regale. Było już po jedenastej, czyli wychodziło na to, że spałam dłużej, niż planowałam. Spojrzałam jeszcze na kanapę.  Poduszki zostały równo ułożone, z oparcia zniknęła koszulka Chestera, a koc, którym był przykryty, leżał na fotelu idealnie złożony Wszystko wskazywało na to, że poszedł sobie do domu i zostawił mnie samą bez słowa pożegnania. W sumie to było dość oczywiste – miał swoje obowiązki i nie mógł siedzieć wiecznie z dziewczyną, którą poznał kilka miesięcy wcześniej.
Poczłapałam do kuchni i aż zatrzymałam się w progu, gdy zobaczyłam, że przy wysepce kuchennej siedział Chester. Spokojnie przeglądał gazetę, a w dłoni trzymał mój ulubiony kubek, wypełniony najprawdopodobniej kawą. Więc został. I bardzo dobrze, bo lubiłam jego towarzystwo. Nie miałam mu nawet za złe, że pożyczył sobie mój kubek i rozgościł się w kuchni bez mojej wiedzy.
- Cześć – mruknęłam cicho
- Dzień dobry – odparł, podnosząc wzrok znad gazety – Wyspałaś się?
- Powiedzmy, że tak – odparłam, siadając na krześle obok niego – Od kiedy nie śpisz?
- Od ósmej – powiedział spokojnie.
- Czytasz wczorajszy numer – powiedziałam po chwili, wskazując dłonią na trzymany przez niego dziennik.
- Racja – stwierdził, zerkając na pierwszą stronę, na której dużą czcionką napisana była data z poprzedniego dnia.
                Powrócił do przeglądania gazety. Wiedziałam jednak, że wcale jej nie czytał, tylko intensywnie nad czymś myślał. Przez to wydawało mi się, że chciał coś przede mną ukryć. Doskonale przeczuwałam, że coś jest nie tak, więc zirytowana warknęłam:
- Chester, przestań.
                Natychmiast spojrzał na mnie przenikliwie tymi swoimi ciemnymi oczami. Nareszcie odłożył na blat gazetę i całą swoją uwagę poświęcił tylko dla mnie.
- O co ci chodzi? – zapytał, udając zdziwionego.
- Przestań udawać, że nasza wczorajsza rozmowa nie miała w ogóle miejsca – wyjaśniłam, starając się nie zabrzmieć zbyt ostro.
- Sądziłem, że to dla ciebie drażliwy temat – odparł już bez tej obojętności w głosie – Myślałem, że nie chcesz sobie przypominać.
- Ale nie musisz zachowywać się, jakby wszystko było w porządku.
- Skąd miałem to wiedzieć? – zapytał, z lekkim oburzeniem w głosie.
                Nagle poczułam się głupio. Zorientowałam się, że oskarżałam go o rzeczy, o które nie miałam prawa go oskarżać. Chciałam tylko rozładować emocje, a padło akurat na niego.
- Przepraszam, poniosło mnie… - mruknęłam po chwili ciszy – Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie umiem ostatnio sobie radzić.
- Nie dziwię ci się – odparł – Po tym co przeszłaś, to nie jest nic zaskakującego. Powiedziałbym nawet, że jestem pełen podziwu, że trzymasz się tak dobrze.
- Wiesz, to kwestia przyjaciół – uśmiechnęłam się do niego – A zwłaszcza jednego.
- Udaję, że nie wiem, o kim mówisz – puścił do mnie oczko, a ja tylko się zaśmiałam.
                Na chwilę zapanowała nieco niezręczna cisza. Chester w tym czasie dość intensywnie mi się przyglądał i dopiero po jakimś czasie się odezwał:
- Skoro nie chcesz, żebym udawał, to pozwolisz, że cię o coś zapytam? – W odpowiedzi skinęłam lekko głową – Czy nadal czujesz się winna za… wszystko, co się wydarzyło?
                Wbiłam wzrok w moje dłonie i zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią, która mogłaby go usatysfakcjonować. Z jednej strony, mogłam skłamać, by uniknąć kolejnych nieprzyjemnych pytań i rozmów. Mogłam też powiedzieć prawdę, co było dla mnie nieco trudniejsze, ale równocześnie korzystniejsze.
- Chyba nigdy nie przestanę się winić za śmierć Damiena, ale Mike… Chyba się już usprawiedliwiłam z tego, co zrobiłam – wyjaśniłam.
- Przez jedną noc? Wow, naprawdę szybko – mruknął, kiwając lekko głową, po czym dodał już poważniej – Dlaczego zmieniłaś zdanie w tak krótkim czasie?
                Pomyślałam, że to może przez mój sen i w ostatniej chwili ugryzłam się w język, by nie powiedzieć tego na głos. Gdyby się o tym dowiedział, pewnie wziąłby mnie za wariatkę, łatwo ulegającą najmniejszym wpływom.
- Podobno człowiek musi pójść spać z problemem, żeby rano sam się rozwiązał – odparłam wymijająco, chociaż to, co powiedziałam w niewielkiej części było prawdą.
- W sumie… - powiedział cicho, po czym dodał, spoglądając na mnie uważnie – Zaraz jadę do studia. Znając życie Mike siedzi tam już od rana. Jeśli chcesz, to mogę rozwiązać tę sprawę z nim za ciebie.
- I co mu powiesz? Że przykro mi, że go uderzyłam? Że nie wiem, czego ode mnie oczekuje? – odparłam, a w moim własnym głosie mogłam wyczuć odrobinę irytacji, której nie chciałam w żaden sposób ujawniać.
- Lauren, wczoraj mówiłaś mi zupełnie inne rzeczy. Co się stało? – zapytał spokojnie.
- Byłam roztrzęsiona i nie mogłam racjonalnie myśleć. Teraz już mogę i wiem, że jest mnóstwo innych rozwiązań – wyjaśniłam – Dziękuję za to, że chcesz mi pomóc, ale widzę, że teraz już chyba poradzę sobie sama. Sądzę, że wiem, czego chcę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz już mojej pomocy? – spytał, a w jego oczach dostrzegłam iskierkę nadziei, jakby mu bardzo zależało na tym, żeby mógł mi pomóc.
- Jestem – odpowiedziałam.
- No dobrze – mruknął wstając z krzesła – To na mnie już czas. Gdy zmienisz zdanie, to zawsze możesz dać mi znać.
- Jasne – rzuciłam, po czym również podniosłam się z miejsca.
- Czyli do zobaczenia… Niedługo – pożegnał się, a ja zamiast odpowiedzieć, wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek.
- Do zobaczenia – mruknęłam jeszcze.
                Chester uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł z kuchni, a po chwili usłyszałam ciche trzaśnięcie zamykanych drzwi wejściowych. Chwyciłam kubek, z którego pił wcześniej kawę. Nie dopił jej do końca, więc zrobiłam to za niego. Pił czarną, mocną kawę; taką, jaką lubiłam najbardziej. Odstawiłam pusty już kubek z głuchym brzękiem do zlewu, po czym udałam się do mojego pokoju, by wrócić do przyziemnych spraw.

                Próbowałam rozwiązać zadanie domowe z matematyki, gdy zadzwonił mój telefon. Dzwonił Chester. Od razu odebrałam.
- Tak? – odezwałam się pierwsza.
- Rozmawiałem z Mikiem… - zaczął, jednak od razu mu przerwałam.
- Przecież miałeś z nim nie rozmawiać.
- Ale on sam podjął temat, więc co miałem zrobić? – wyjaśnił spokojnie – Zraniłaś go wiesz? I wcale nie chodzi mi o to, że go uderzyłaś.
- Co masz na myśli? – spytałam podejrzliwie.
- Sądzę, że powinnaś z nim porozmawiać – powiedział powoli.
- Dobrze, ale nie teraz – odparłam takim samym tonem głosu.
- Myślę, że im szybciej to zrobisz, tym będzie lepiej dla ciebie, Mike’a i dla mnie.
- Porozmawiam z nim, gdy będę gotowa. Nie w najbliższym czasie – odparłam.
- Skoro tak sądzisz… - mruknął – No więc… Co robisz jutro?
- Szkoła i obowiązki.
- Jeśli chcesz, to mogę podwieźć cię do szkoły – zaproponował.
- Czemu nie. Tylko zadzwoń do mnie, jak będziesz podjeżdżał pod mój dom – powiedziałam, mimowolnie się uśmiechając.
- Nie ma sprawy – odparł – Czyli widzimy się jutro rano.
- Jasne. Do zobaczenia – pożegnałam się.

                Chester się rozłączył, a ja odłożyłam telefon na biurko i mocniej wcisnęłam się w fotel, zastanawiając się, czy to wszystko ma w ogóle jakikolwiek sens.


Wróciłam z nowym rozdziałem, tym razem najprawdopodobniej na stałe. Przepraszam, że tyle czasu nie dawałam znaku życia, ale miałam tak dużo spraw na głowie, że po prostu nie miałam czasu. Konkurs, do którego przygotowywałam się prawie trzy miesiące, został już przeze mnie napisany, więc sądzę, że teraz będę mieć więcej wolnego czasu, który będę mogła poświęcić na pisanie. Od dzisiaj biorę się też za nadrabianie wszelkich zaległości :)
Jeśli chodzi o sen Lauren, którego początkowo nie chciałam wrzucać do żadnego rozdziału, jest on zainspirowany teledyskiem Blue Jeans ;)

niedziela, 29 września 2013

7. There's no remedy for memory

                Rzuciłam się na kanapę w salonie, wtulając głowę w stos poduszek i zanosząc się głośnym płaczem. Nie wiem jak długo leżałam w takiej pozycji, ale nawet gdy usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi, nie wstałam. Uniosłam jedynie lekko głowę, rzuciłam głośne, ale nieco niepewne ,,wchodzić’’, po czym jeszcze mocniej wtuliłam się w poduszki, które skutecznie wytłumiały wszelkie dźwięki. Lekko podskoczyłam, gdy po jakimś czasie poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Nie musiałam nawet podnosić głowy, żeby wiedzieć, że to Chester. Dostrzegając brak reakcji z mojej strony, zajął miejsce na kanapie obok mnie i zaczął czekać. Dopiero po jakimś czasie, gdy przestałam na chwilkę szlochać, wygrzebałam się z poduszek i spojrzałam na przyjaciela. Był bledszy niż zwykle; pewnie było to skutkiem imprezy z poprzedniego wieczora. Jego oczy wydawały się też ciemniejsze. Uniósł brwi w górę i wbił we mnie swój wzrok, jakby wyczekując odpowiedzi na coś.
- Jeśli czegoś potrzebujesz, to powiedz – odezwał się jako pierwszy, przerywając niezręczną ciszę.
- Potrzebuję tylko tego, żeby ktoś przy mnie był – odpowiedziałam cicho.
- W takim razie zostanę – oznajmił, ciepło się do mnie uśmiechając.
                Wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy i delikatnie przesunął palcami po moim policzku, przy okazji rozmazując kilka łez na mojej skórze. Przysunęłam się bliżej niego i położyłam mu głowę na kolanach. Musiałam przyznać, że pod wpływem najmniejszego kontaktu z Chesterem od razu poczułam się pewniej i bezpieczniej.
- Co jest? – zapytał łagodnie.
- Nie czuję się najlepiej.
                Wplótł palce w moje włosy i zaczął przeczesywać je palcami. Równocześnie patrzył na mnie wyczekująco. Nabrałam więc powietrza w płuca i opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. O nocy z Mikiem, o tym, co wydarzyło się u mnie w domu i o naszej rozmowie. Gdy skończyłam opowieść, na twarzy Chestera nie dostrzegłam żadnych emocji, jakby to, co powiedziałam w ogóle do niego nie dotarło.
- Mike zawsze był porywczy i niecierpliwy – wyjaśnił po chwili ciszy – Może na pierwszy rzut oka wydaje się być spokojny i opanowany, ale w głębi duszy… Tak naprawdę to nawet on sam nie wie, jaki naprawdę jest.
- Serio?
- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Poznaliśmy się dawno temu, a teraz znam go jak nikt inny – powiedział nadal bawiąc się moimi włosami – I nim się nie przejmuj. Pogadamy i wszystko się wyjaśni.
- Jesteś pewien?
- Absolutnie – uniósł kąciki ust w górę, czym wywołał uśmiech również na mojej twarzy.
                Sposób, w jaki na mnie spojrzał przywiódł mi na myśl Damiena. W tamtych chwilach wszystko mi o nim przypominało. Od razu zrzedła mi mina i odwróciłam głowę, by przyjaciel nie mógł zobaczyć, że znowu walczę z niechcianymi łzami.
- Wiesz… Tu nie chodzi tylko o Mike’a… - wyszeptałam prawie bezgłośnie.
- Damien? – zapytał po chwili – Musisz o nim zapomnieć.
- Trudno zapomnieć o kimś, z kim spędziłam najlepsze chwile w moim życiu – mruknęłam.
                Nachylił się nade mną i delikatnie pocałował w czoło. Spojrzałam na niego. Ten drobny gest był bardzo miły z jego strony.
- Gdy będziesz ciągle rozpamiętywać przeszłość, to wcale nie będzie ci lepiej – powiedział spokojnie.
- Wiem to doskonale, ale… ciągle winię się za to, co się stało – wyjaśniłam po chwili wahania.
- To był wypadek. Takich rzeczy nie da się przewidzieć – uśmiechnął się – A teraz rozchmurz się, bo jeszcze nie wszystko stracone.
                Bezwiednie uniosłam kąciki ust w górę. Chaz zaczął mnie zagadywać, ale rozmawiałam z nim chętnie. To dzięki niemu czułam się lepiej i podczas rozmowy z nim zapominałam o problemach. Nie spoglądając na zegarek mogłam bez problemu stwierdzić, że gadaliśmy kilka godzin. W tym czasie moje policzki zdążyły wyschnąć, a dobry humor do mnie wrócił. Moglibyśmy rozmawiać jeszcze dłużej, ale we znaki dał się mój żołądek, desperacko domagający się jedzenia. Zasugerowałam małe wyjście na miasto, a Chester od razu się na to zgodził, więc pewnie sam był głodny. Pojechaliśmy jego autem do jakiejś restauracji, którą mi polecił. Wyszliśmy z niej najedzeni po przeszło godzinie. Po krótkim spacerze po okolicznym parku, postanowiliśmy wrócić do domu. Powrót zabrał nam trochę czasu i gdy znalazłam się w moim salonie, zbliżała się dziewiętnasta.
- Będę musiał się zbierać – oznajmił, gdy tylko rozsiadłam się na kanapie.
- Nie chcę być sama – odpowiedziałam, patrząc na niego z nadzieją.
- Chętnie bym został, ale… Wybacz, robię się zmęczony – wzruszył ramionami.
- Możesz wyspać się u mnie. Moje łóżko stoi przed tobą otworem – wypaliłam, jednak dopiero po chwili, gdy Chester się uśmiechnął, dotarło do mnie, jak mógł to zrozumieć. Od razu dodałam – No wiesz w jakim sensie.
- Jasne, że wiem, ale nie chcę sprawiać ci żadnego kłopotu – zaśmiał się uroczo.
- Żaden kłopot. Dzisiaj jestem sama w domu – wzruszyłam ramionami.
                Zgodził się. Naprawdę zależało mi na tym, żeby spędzić z nim ten wieczór. Chciałam tego głównie dlatego, że przy nim zapominałam o Mike’u i o Damienie. Poza tym rozmawialiśmy swobodnie, jakbyśmy znali się od wielu lat. To niesamowite, że mimo dość krótkiej znajomości, tak bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
- Boisz się egzaminów? – zapytał w którymś momencie naszej rozmowy.
- Wcale. Bardziej się boję tego, co czeka mnie po zakończeniu szkoły – wzruszyłam ramionami.
- A wiesz, co cię czeka? Postanowiłaś już, co będziesz robić?
- Może jakieś studia? Szczerze powiedziawszy, to nie mam pojęcia.
- Wiem dokładnie, co przeżywasz. Gdy byłem w twoim wieku, też nie miałem pomysłu na przyszłość, ale okazało się, że idealnym wyjściem jest muzyka. Moja mama jednak nie podzielała moich zainteresowań – powiedział, po czym od razu zamilkł. Najwidoczniej nie lubił mówić o swojej rodzinie, więc nie naciskałam na niego, żeby opowiedział mi więcej.
- Moja mama prawie w ogóle nie interesuje się tym, co robię – wzruszyłam ramionami, mając cichą nadzieję, że nieco go tym ośmieliłam.
- Jak to? – zmarszczył czoło Chester.
                Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie mogłam powstrzymać się przed ziewnięciem. Po takim dniu miałam prawo być zmęczoną.
- Chcesz iść już spać? – zapytał, uśmiechając się.
- Chciałabym – odpowiedziałam – Nie obrazisz się chyba gdy zasnę?
- Jasne, że nie. I przyznam ci się, że też jestem zmęczony, a mówiłaś mi, że twoje łóżko stoi przede mną otworem – powiedział, nawiązując do moich wcześniejszych słów, co spowodowało, że na moje policzki wpłynął paskudny rumieniec.
- To może przebiorę się w piżamę i pokażę ci miejsce do spania, ok? – zaproponowałam, nieco zmieniając temat.
- Mogę spać nawet na kanapie – uśmiechnął się – A teraz idź, poczekam.
                Poszłam do mojego pokoju po ubrania do spania, po czym udałam się do łazienki. Stanęłam przed dużym, wiszącym lustrem. Przesunęłam dłońmi po policzkach, które pod wpływem lekkiego zażenowania, zmieniły kolor na różowy. Odkręciłam kran i przepłukałam twarz zimną wodą, mając nadzieję, że rumieńce znikną. Niestety, jak były, tak były nadal. Postanowiłam nie zwracać już na nie uwagi. Powoli rozpięłam koszulę Mike’a, którą nosiłam przez cały dzień. Przycisnęłam materiał do twarzy. Nadal mogłam wyczuć jego delikatny zapach. Uśmiechnęłam się i rzuciłam koszulę na ziemię podobnie, jak pozostałe ubrania, które energicznie z siebie zdejmowałam. Wzięłam szybki prysznic, wytarłam się ręcznikiem i ubrałam piżamę, czyli za duży, czarny t-shirt i majtki. Poprawiłam jeszcze moje czarne włosy, wyszorowałam zęby, po czym wróciłam do salonu. Chciałam zaprowadzić Chestera do pokoju gościnnego na piętrze, ale uparł się, że może spać na kanapie, więc pozwoliłam mu decydować. W pewnym momencie wstał i zdjął koszulkę i położył ją na oparciu sofy. Od razu zwróciłam uwagę na jego tatuaże na plecach. Były naprawdę piękne. Gdy tylko Chaz usiadł na kanapie, też się na nią wdrapałam i usiadłam tuż za nim, mając przed sobą jego wytatuowane ciało. Przesunęłam delikatnie palcami po jego łopatkach.
- Fajne są, nie? – zapytał, cicho się śmiejąc.
                Nie wiem, co mnie do tego nakłoniło, ale nagle nachyliłam się nad Chesterem i delikatnie pocałowałam jego kark. Ten przez chwilę nie reagował. Dopiero po chwili odwrócił się w moją stronę i przeszył mnie na wylot spojrzeniem swoich brązowych oczu. Przysunął się bliżej, z zamiarem pocałowania mnie, ale zareagowałam od razu i powstrzymałam go przed tym, kładąc dłoń na jego policzku.
- Nie mogę, Chester – odpowiedziałam spokojnie.
- Rozumiem… - mruknął i usiadł w bezpiecznej odległości ode mnie.
                Nie potrzebował wyjaśnień. Wiedział, że nie jestem w stanie być w bliższych relacjach z kimkolwiek. Spojrzałam na niego i posłałam mu ciepły uśmiech, który został przez niego odwzajemniony.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi – powiedziałam, starając się rozluźnić atmosferę, która stała się dość napięta.
                W ramach odpowiedzi uniósł ręce w moją stronę i mocno mnie do siebie przytulił. Odnosiłam wrażenie, że idealnie pasuję do jego ramion. Dopiero po chwili wypuścił mnie ze swoich objęć.
- Pójdę już sobie do mojego pokoju. Jesteś pewnie zmęczony – mruknęłam z zamiarem opuszczenia salonu.
                Wstałam i podeszłam do drzwi, a gdy chciałam już wyjść, odwróciłam się i powiedziałam:
- Dziękuję.
- Za co? – zapytał trochę zdziwiony Chester
- Za to, że mnie tak wspierasz. Za to, że mi pomagasz. Za to, że jesteś – wyjaśniłam, a na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech – Dobranoc.

- Dobranoc, Lauren – odparł, a ja wyszłam z pokoju.


No to wróciłam z nowym rozdziałem. Nie jestem z niego zbytnio zadowolona, ale nie miałam ani weny, ani czasu, żeby napisać coś dobrego. Planowałam dodać ten rozdział na początku września. Niestety, było tak, jak się tego spodziewałam - szkoła pokrzyżowała mi plany. Przepraszam, że napisanie tej części zajęło mi tyle czasu; po prostu miałam ostatnio dużo spraw na głowie :)

sobota, 24 sierpnia 2013

6. This is bigger than us

                Obudziłam się rano i pierwsze, co poczułam, to ogromny ból głowy. Po tej imprezie, która odbyła się poprzedniego dnia to nic zaskakującego. Mało tego, bardzo chciało mi się pić i zdobycie jakiegokolwiek napoju stało się w tamtej chwili moim najwyższym priorytetem. Nie mogłam jednak wstać, bo ktoś mocno obejmował mnie w pasie. Musiał to być Mike, bo był ostatnią osobą, jaką zapamiętałam z poprzedniego wieczora. Delikatnie zdjęłam z siebie jego rękę. Nie obudził się. Gdy tylko wstałam, zakręciło mi się w głowie i poczułam mdłości. Wyszłam z pokoju, mijając po drodze skacowaną resztę. Przemknęłam przez korytarz i w końcu dotarłam pod drzwi do łazienki oznaczone ogromnym napisem. W ostatniej chwili uklęknęłam przed toaletą i zwymiotowałam, jedną ręką przytrzymując włosy na plecach, by nie opadały mi na twarz. Poczułam się nieco lepiej, więc podeszłam do umywalki, by przepłukać usta wodą, po czym usiadłam na ziemi opierając się o chłodną ścianę. Wysiliłam swoją obolałą głowę, przypominając sobie, co dokładnie wydarzyło się poprzedniego dnia. Pierwsze piwo, drugie, rozmowa z chłopakami… W sumie, to pamiętałam wszystko do momentu, gdy byłam na balkonie z Shinodą. Potem miałam już tylko pojedyncze przebłyski. Gdy uświadomiłam sobie, co zaszło między mną, a Mikiem, znowu poczułam się niedobrze. Przysunęłam się bliżej toalety. W tym momencie usłyszałam też zamykane z trzaskiem drzwi do łazienki. Ktoś przyszedł akurat w takim nieodpowiednim momencie. Nie miałam siły, nawet by się odwrócić i zobaczyć kto to. Podczas, gdy klęczałam nachylona, ta osoba podeszła do mnie i swoimi męskimi dłońmi odgarnęła włosy z szyi na plecy i przytrzymała je. Zwymiotowałam jeszcze raz. Poczułam się o wiele lepiej, więc powoli wstałam i obróciłam się w stronę przybysza. Mike. Po tym, co zrobiliśmy poprzedniego dnia, początkowo nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Podeszłam do umywalki i ponownie przepłukałam usta wodą. Uświadomiłam też sobie, że muszę okropnie śmierdzieć wódką.
- Lauren… Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe – usłyszałam głos Mike’a za swoimi plecami.
                Odwróciłam się w jego kierunku. Zebrałam się na odwagę i uniosłam głowę w górę, by na niego spojrzeć. Włosy miał w nieładzie, a na jego policzkach nadal tkwił lekki rumieniec. Jego oczy jak zwykle były błyszczące.
- Jasne, że nie – zdobyłam się na lekki uśmiech. W moim umyśle ciągle jednak toczyła się wojna.
- Słuchaj, ogarnę się tylko trochę i odwiozę cię do domu – oznajmił drapiąc się po karku.
                Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wróciłam do domu na noc. Miałam być przed dwudziestą drugą, tak, jak ustanowiłam z mamą. W myślach zaczęłam panikować. Trochę uspokoił mnie fakt, że nikt przez noc do mnie nie dzwonił, czyli było spore prawdopodobieństwo, że uda mi się ujść z tym na sucho.
- Która jest godzina? – zapytałam Mike’a.
- Jest koło dziewiątej – odparł spokojnie – A coś się stało?
- Rodzice – powiedziałam krótko.
- Cholera, mogliśmy cię wczoraj odwieźć – mruknął lekko poddenerwowany – Poczekaj chwilkę, mam pomysł.
- Tak? Czyli jaki jest plan?
- Odwożę cię do domu i tłumaczę twoim zdenerwowanym rodzicom, że jestem ojcem twojej przyjaciółki i nie mogłaś wrócić na noc, bo poczułaś się wyjątkowo źle – wzruszył ramionami – Nie lubię kłamać, ale to jest czasami jedyne wyjście. Mam nadzieję, że łatwo jest dyskutować z twoimi rodzicami.
- Z tatą nie będzie problemu, bo wczoraj miał nocną zmianę w pracy. Wróci do domu koło dziesiątej – wyjaśniłam z sekundy na sekundę coraz bardziej się uspokajając.
- A mama?
- Nie dzwoniła jeszcze – mruknęłam – Czyli jest szansa, że poszła wcześniej spać i jeszcze się nie obudziła.
- Więc prawdopodobnie dam radę odstawić cię do domu bez konfrontacji z twoimi rodzicami? – zapytał, a ja tylko skinęłam twierdząco głową – No to pora teraz trochę się ogarnąć.
- Jasne, że tak, tylko… Nie mam świeżych ubrań – powiedziałam nieco zakłopotana.
                Shinoda nie odpowiedział, tylko złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Przeszliśmy przez korytarz i trafiliśmy do dużego pokoju z jasnymi ścianami i mnóstwem szaf.
- Co prawda są tu tylko moje rzeczy, ale może uda ci się znaleźć coś dla siebie – odezwał się.
                Podszedł do jednej z szaf i ostrożnie uchylił drzwiczki, zaglądając do środka. Wyciągnął kilka swoich koszul i podał mi je.
- Zobacz, może te będą pasować. Chcesz jeszcze jakieś spodnie?
- Nie, te są jeszcze w zadowalającym stanie – posłałam mu ciepły uśmiech – Dzięki.
- Nie ma za co – odpowiedział mi tym samym, po czym wskazał palcem drzwi po mojej prawej – Tam masz łazienkę.
                Mocniej ścisnęłam w dłoni koszule Mike’a i udałam się do wskazanego pomieszczenia. Od razu zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Po kilku minutach zimnej kąpieli wytarłam się ręcznikiem, a następnie ubrałam bieliznę i spodnie z poprzedniego dnia. Moja bluzka faktycznie nie nadawała się już do noszenia, więc skorzystałam z propozycji Shinody i nałożyłam na siebie jego koszulę. Wybrałam jedną w czarno-niebieską kratę. Ubranie pachniało niesamowicie. Po prostu pachniało Mikiem. Stanęłam przed lustrem. Z racji tego, że nie widziałam nigdzie żadnej szczotki, ani grzebienia, przeczesałam włosy palcami i moja fryzura wróciła mniej więcej do ładu. Pożyczyłam jeszcze płyn do płukania ust. Nie mogłam przecież pozwolić żeby było ode mnie czuć alkohol i nie wiadomo co jeszcze. Poprawiłam na sobie koszulę, która i tak była na mnie za duża, bo sięgała mi do połowy uda. No cóż, nie mogłam już na to nic poradzić. Wyszłam z łazienki. Mike już na mnie czekał przebrany i odświeżony. Jego fryzura wróciła do ładu.
- Byłem w drugiej łazience – wyjaśnił widząc moją minę – Jedziemy już?
                Skinęłam twierdząco głową i ruszyłam za Shinodą, który wyszedł z pokoju. Szybkim krokiem przeszliśmy przez korytarz po drodze zaglądając do pokoju, gdzie spała pozostała część zespołu. Już przed drzwiami można było wyczuć samą gorzelnię, a towarzystwo jak spało, tak spało nadal. Nie chcieliśmy ich budzić, więc od razu udaliśmy się do windy. Podczas, gdy zjeżdżaliśmy na parter, zorientowałam się, że Mike intensywnie się we mnie wpatruje. Gdy to zauważyłam, na moje policzki od razu wpłynął niekontrolowany rumieniec. Spuściłam więc głowę zauważając kątem oka, jak Mike lekko się uśmiecha. Tę niezręczną chwilę przerwał fakt, że znaleźliśmy się już na parterze i drzwi windy otwarły się przed nami. Pospiesznie podążyłam za znajomym. Przeszliśmy przez rozległy hol, żeby przez duże, szklane drzwi trafić na zewnątrz. Wsiedliśmy do samochodu Mike’a, który stał zaparkowany nieopodal i szybko wyjechaliśmy z parkingu. W aucie zapanowała niezręczna cisza.
- Słuchaj, przepraszam za wczoraj – odezwał się po jakimś czasie, nie odrywając jednak wzroku od ulicy – Dawno nas tak nie poniosło. Nie miałem pojęcia, że to się tak skończy.
- Nic się nie stało – odparłam uśmiechając się, czego i tak nie zauważył.
- Obiecuję, że to już się nigdy nie wydarzy – mówił dalej – Naprawdę nie chciałem…
- Mike! – przerwałam mu, równocześnie wymownie na niego spoglądając.
- Denerwuję się, dobra? – powiedział cicho.
                Nie odpowiedziałam mu. Po prostu nie widziałam sensu prowadzenia tej rozmowy. Pokonaliśmy kilka skrzyżowań, utknęliśmy w międzyczasie w korku, ale w końcu dotarliśmy na miejsce. Mike zaparkował kilka domów dalej, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Nie byłoby przecież miło, gdyby moja mama dowiedziała się od którejś z sąsiadek,  że wróciłam do domu rano z jakimś obcym mężczyzną. Wolałam się nie narażać. Już chciałam wyjść z auta, ale zauważyłam, że Shinoda nawet nie zgasił silnika auta.
- Idziesz? – zapytałam.
- Jadę do chłopaków – odparł krótko.
- Chodź ze mną – uderzyłam go lekko w ramię.
- Śpieszę się – odpowiedział, kierując na mnie spojrzenie swoich brązowych oczu.
- Jasne – mruknęłam z ironią w głosie – Chodź.
                Nic już nie powiedział, tylko głęboko westchnął, po czym zgasił silnik, wyciągnął kluczyk ze stacyjki i razem ze mną wysiadł z auta. Na zewnątrz było dziwnie zimno. Przeszliśmy szybko wąskim chodnikiem dystans dzielący nas od mojego domu. Do środka musieliśmy się dostać tylnymi drzwiami. Pchanie się od frontu nie byłoby zbyt dobrym pomysłem biorąc pod uwagę fakt, że tuż przy drzwiach wejściowych sypialnię ma moja mama. Bezszelestnie przemknęliśmy przez idealnie przystrzyżony trawnik na podwórku i dotarliśmy pod tylne drzwi. Wygrzebałam klucz spod wycieraczki, i przekręciłam go w zamku. Gdy dostaliśmy się na korytarz, wskazałam Mike’owi drzwi prowadzące do mojego pokoju. Od razu rzuciłam się na łóżko, nie zwracając uwagi na nieco zdezorientowanego przyjaciela. Spojrzałam na zegarek stojący na stoliku nocnym. Zbliżała się dziesiąta. Zdążyliśmy na czas. Od razu uświadomiłam sobie, że przecież lada chwila ma wstać moja mama, a Mike’a trzeba jakoś przed nią ukryć. Rozejrzałam się po pokoju. Chyba jedynym możliwym sposobem było zamknięcie go w mojej szafie. Mebel był duży i pojemny; jako dziecko niejednokrotnie wybierałam go na kryjówkę. Poderwałam się więc z łóżka i chwyciłam Shinodę za nadgarstek, drugą ręką otwierając drzwi szafy.
- Co jest? – zapytał lekko zdziwiony.
                Nie odpowiedziałam mu, tylko gestem wskazałam wnętrze otwartej szafy. Chyba od razu zrozumiał, o co mi chodzi.
- Naprawdę? – spytał, patrząc na mnie wzrokiem, który mówił sam za siebie.
- To konieczne – szepnęłam cicho.
- Nigdy nie sądziłem, że do czegoś takiego dojdzie – mruknął Mike ładując się do szafy.
- Uwierz mi, ja też nie – mimowolnie uniosłam kąciki ust w górę.
                Zamknęłam drzwiczki szafy i wskoczyłam pod kołdrę, bo usłyszałam, jak zamykają się drzwi sypialni rodziców. Westchnęłam z ulgą. Zdążyłam na czas i wychodziło na to, że imprezowanie poprzedniego wieczora uszło mi na sucho. Wystarczyła niecała minuta, a w drzwiach mojego pokoju stanęła mama w rozczochranych włosach i szlafroku.
- Cześć, kochanie – przywitała się, gdy dostrzegła, że nie śpię. Ledwie usłyszałam jej głos.
- Cześć mamo. Jak się spało? – zapytałam nieco ochrypłym głosem. Zostało mi to po tej popijawie.
- Znowu się nie wyspałam – mruknęła przecierając oczy – Słuchaj, skarbie, mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Wiesz, że dzisiaj jadę na ten kurs, tak? – skinęłam głową mimo, że wcale nie wiedziałam o żadnym kursie. Pozwoliłam mamie kontynuować – Mogę pożyczyć od ciebie tę czerwoną bluzkę?
                Gdy tylko zapytała, niebezpiecznie zbliżyła się do szafy, mając pewnie zamiar otworzenia jej. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i stanęłam pomiędzy mamą, a meblem.
- Nie! – wyrwało mi się, po czym dodałam już spokojniej, starając się brzmieć przekonywająco – Pożyczyłam ją znajomej.
- No to ubiorę coś swojego – odparła zadziwiająco spokojnie, a ja odetchnęłam z ulgą – Dziecko, co ty masz na sobie?
                Spojrzałam w dół i uświadomiłam sobie, że nadal noszę koszulę Shinody. Moją rzuciłam wcześniej na oparcie krzesła przy biurku.
- Przyjaciółka dała mi wczoraj na przebranie, a gdy wróciłam o dziesiątej, to byłam taka zmęczona, że nie miałam siły się przebrać – wymyśliłam na poczekaniu.
- Dobrze – westchnęła – Niedługo przyjedzie po mnie tata i wyjeżdżamy. Bądź grzeczna, bo wrócimy dopiero jutro po południu. Dasz sobie radę?
- Jasne, pa – uśmiechnęłam się i pocałowałam mamę w policzek.
                Gdy tylko wyszła z mojego pokoju, podeszłam do szafy i wypuściłam z niej biednego Mike’a. Po jego minie widziałam, że był nieźle rozbawiony.
- Było blisko – zaśmiałam się cicho.
- Już myślałem, że czeka mnie bliskie spotkanie trzeciego stopnia z panią Mason.
- Jestem ciekawa, co byś zrobił, gdyby faktycznie otworzyła tę szafę.
- Wyskoczyłbym z niej i krzyknął ,,niespodzianka’’ – powiedział, po czym nagle się zaśmiał.
                Również parsknęłam śmiechem. Gdy oboje się już uspokoiliśmy, spojrzeliśmy na siebie. Ujrzałam wysokiego, przystojnego mężczyznę z dość krótkimi, czarnymi włosami, krótkim zarostem i wielkimi oczami w odcieniu ciemnego brązu. Nie mogliśmy tego nie zrobić. Mike zbliżył swoją twarz do mojej, ale zrobił to bardzo powoli, jakby obawiał się mojej reakcji. Położyłam więc dłonie na jego biodrach, by nieco go ośmielić. Chwilę później złożył na moich ustach jeden, delikatny pocałunek, który odwzajemniłam dłuższym. Jedną ręką mocno objął mnie w pasie w taki sposób, że czułam go bardzo blisko przy sobie. W jego objęciach czułam się inaczej, niż w objęciach kogokolwiek innego. Nie spodziewałam się nawet, że może mi to dostarczyć tak wielu emocji. W pewnej chwili, gdy dotarło do mnie, co właśnie robię, wyrwałam się z jego uścisku i usiadłam na brzegu łóżka. Nie mam pojęcia, dlaczego nagle poczułam się tak okropnie. To było zbyt szalone, nawet jak na mnie. Nie musiałam długo czekać na wyrzuty sumienia, które odezwały się z nieznanych mi przyczyn. Po prostu poczułam, że robię źle.
- Lauren? Coś nie tak? – usłyszałam ciche pytanie Shinody, jednak puściłam je mimo uszu.
                Najwidoczniej liczył na coś z mojej strony. Byłam przekonana, że to był tylko jednorazowy wybryk. Przecież dokładnie wiedział, że jeszcze nie do końca pogodziłam się ze śmiercią Damiena, którego naprawdę kochałam. Poza tym Mike był ode mnie prawie dwa razy starszy. Nie miałam pojęcia, czego ode mnie oczekiwał.
- Czy ja naprawdę cię odpycham po tym, co zrobiłem wczoraj? – zapytał z wyraźnym żalem w głosie.
- Jesteś moim przyjacielem. Bardzo cię lubię. Tyle tylko, że nie jestem przekonana do bycia w bliższych relacjach z tobą… Z kimkolwiek – wydukałam cicho.
- Proszę, daj mi szansę. Tylko jedną – błagał nachylając się nade mną – Albo pozwól mi chociaż ostatni raz…
                Zbliżył swoją twarz jeszcze bliżej, by mnie pocałować. Coś w mojej głowie nakazało mi się wycofać, więc zamachnęłam się ręką i wymierzyłam mu cios otwartą dłonią w policzek. Od razu się ode mnie odsunął.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś – powiedział kwaśnym tonem.
                Spodziewałam się, że odwróci się i wyjdzie z pokoju, jednak nadal stał w miejscu i mało tego, patrzył na mnie wyczekująco. Jego zachowanie zaczęło mnie irytować. W międzyczasie usłyszałam z głębi domu stłumiony dźwięk zamykanych drzwi wejściowych, informujący mnie, że mama wyszła z domu. Spojrzałam na Mike’a i na jego lekko zaczerwieniony policzek. Mimo wszystko poczułam się źle z tym, że go uderzyłam. On jednak wyglądał, jakby nie sprawiło to na nim najmniejszego wrażenia.
- Przepraszam. Nie jesteś zły? – zapytałam nieśmiało Mike’a, nadal utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
- Słuchaj, Lauren. Wiesz, jak się czuję? – spytał ostro. Zamilkłam, pozwalając mu kontynuować – Czuję się całkiem jak ty po śmierci Damiena.
- Ale ja go kochałam – wydusiłam z siebie, próbując nie zwracać uwagi na emocje, które zaczęły się we mnie gromadzić.
- Dokładnie – prychnął – Wiesz, że mam już tego dość?
                Ton jego głosu był pełen żalu. Obrzucił mnie jeszcze nienawistnym spojrzeniem i wyszedł szybkim krokiem z pokoju, zostawiając mnie samą. Usiadłam na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę, równocześnie przygryzając dolną wargę, by nie wybuchnąć płaczem. Mike już przegiął. Nie dość, że wspomniał o Damienie, to jeszcze śmiał się do niego porównać. Może jednak to ja przesadzałam? Nie zastanawiając się dłużej, sięgnęłam po komórkę. Spośród listy kontaktów wybrałam jeden, dobrze znany mi numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Chester? – odezwałam się niepewnie, gdy odebrał po trzecim sygnale.
- Tak?
- Przyjechałbyś do mnie? – zapytałam lekko pociągając nosem.
- Coś się stało? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie chcę być sama – odparłam nieśmiało, w międzyczasie obcierając policzki z łez.
- Poczekaj, zaraz będę – rzucił, po czym się rozłączył.


W końcu jest nowy rozdział. Tym razem znowu trochę dłuższy niż poprzednie. Następny na pewno pojawi się szybciej, niż ten ;)

poniedziałek, 29 lipca 2013

5. And all of the ghouls come out to play

                Gdy zdjęli mi gips, w końcu poczułam się wolna. Przez poprzednie sześć tygodni byłam od nieco prawie całkowicie zależna. Jakakolwiek propozycja wyjścia ze znajomymi musiała być od razu odrzucana z powodu gipsowego przyjaciela. Szczerze mówiąc, miałam już go dość. Przez niego musiałam też wszędzie chodzić o kulach, co było dość irytujące i męczące.
                Z Chesterem gadałam kilka razy przez telefon. Nasze rozmowy były jednak krótkie, bo albo ja, albo on nie mieliśmy zbyt wiele czasu na pogawędki. Musiał załatwiać jakieś ważne sprawy związane z zespołem. Umówiliśmy się, że gdy już pozbędę się gipsu zabierze mnie do studia. Chodziło też o to, żebym nie miała problemów z nadrobieniem tematów, które klasa przerabiała podczas mojej nieobecności oraz abym dała radę pouczyć się na nadchodzące egzaminy. Trochę mi to nie pasowało, bo bardzo chciałam spotkać się z Chesterem i z Mikiem, ale sam Bennington uparł się i stwierdził, że nie chce, żebym miała przez niego problemy. W sumie to nawet miłe, że się o mnie troszczył.
                Wróciłam ze szpitala i od razu zadzwoniłam do Chaza powiadamiając go o tym, że możemy już się spotkać. Nie musiałam czekać długo. Po godzinie podjechał pod mój dom czarnym mercedesem. Gdy tylko zobaczyłam go przez okno w pokoju, wcisnęłam komórkę do kieszeni spodni, które w końcu mogłam założyć i prawie wybiegłam z domu rzucając po drodze krótkie ,,Wychodzę’’ mamie, która krzątała się po kuchni. Podeszłam do samochodu uśmiechając się na samą myśl, że zaraz spotkam się z Chesterem. Otworzyłam drzwi auta i usiadłam obok znajomego. Spojrzałam na niego. Nie zmienił się ani trochę przez te sześć tygodni. Posłałam mu ciepły uśmiech, a on odwdzięczył go tym samym.
- Gotowa? – zapytał.
- A jakże – odparłam najspokojniej, jak potrafiłam.
                Gdy tylko odjechaliśmy spod mojego domu, Chester włączył radio, a z głośników popłynęła ballada w wykonaniu Led Zeppelin.
- Myślałam, że słuchacie swoich piosenek – odezwałam się.
- Wystarczy nam to, co śpiewamy na koncertach – zaśmiał się.
                Oparłam głowę o szybę i przyglądałam się samochodom jadącym obok nas. Wokół czuć było zapach Chestera. Uwielbiałam perfumy, których używał. Zerknęłam na niego. Cicho pogwizdywał do piosenki wystukując rytm na kierownicy. Dobry humor mu minął, gdy utknęliśmy w korku. Dość szybko jednak znaleźliśmy się bardzo blisko skrzyżowania. Po jakimś czasie w końcu dotarliśmy na miejsce. Chester wyłączył radio i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Wysiedliśmy z auta. Zamknął samochód i oboje weszliśmy do wysokiego budynku. W holu było niesamowicie jasno. Bennington pokazał recepcjonistce gestem, że idziemy do góry. Weszliśmy do windy, z której wysiedliśmy dopiero na ósmym piętrze. Po krótkim spacerze po korytarzu, w końcu dotarliśmy pod właściwe drzwi. Chazy mocno nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Wróciłem! – zawołał wchodząc do pokoju.
                Przekroczyłam próg i zamknęłam za sobą dość brutalnie potraktowane przez znajomego drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przy wielkim oknie po przeciwnej stronie stało duże biurko, przy którym pracował Mike. Pisał coś w swoim notatniku. Po prawej stronie na kanapie siedział wysoki facet z lokami na głowie, a obok niego niski koleś z azjatyckimi rysami twarzy. Mike uniósł głowę odrywając wzrok od swoich notatek. Odwrócił się z uśmiechem na twarzy, po czym podszedł do mnie pospiesznie i uścisnął po przyjacielsku.
- Już myślałem, że się nie zobaczymy – powiedział, po czym odsunął się o krok do tyłu i uważnie zlustrował mnie wzrokiem – Nie masz już gipsu.
- Wreszcie nie wyglądam jak kaleka – zaśmiałam się cicho.
- Chłopaki, to jest Lauren Mason – przedstawił mnie Chester pozostałym członkom zespołu.
- Brad Delson – uniósł dłoń w górę mężczyzna z afro na głowie, po czym wskazał na swojego znajomego siedzącego obok niego – A to jest Joe Hahn.
- Mr Hahn – odezwałam się przypominając sobie wcześniejsze słowa Chestera.
- I już cię lubię – klasnął w dłonie Azjata.
- Usiądziesz sobie? – zapytał Mike wskazując krzesło przy biurku, na którym wcześniej siedział.
                Skorzystałam z jego propozycji i nieśmiało zajęłam wskazane miejsce. Ze spokojem przypatrywałam się Chesterowi, który wyciągał z kieszeni jakieś kartki i układał je na stoliku stojącym przy drzwiach.
- Gdzie Rob i Phoenix? – zapytał.
- Poszli skoczyć po piwo – odparł Shinoda, po czym zwrócił się do mnie – Pijesz?
- Mam siedemnaście lat – odpowiedziałam uświadamiając mu, że nie powinnam pić alkoholu.
- Daj spokój. Jak raz się napijesz, to nic się chyba nie stanie – zaśmiał się Chester.
- Wiem, że będziecie nalegać, więc chyba muszę przystać na waszą propozycję – zgodziłam się.
- Ale przyznaj, że ci to pasuje – powiedział Mike opierając się rękami o biurko.
- Nie będę zaprzeczać – mrugnęłam do niego.
- A co robiłaś przez te sześć tygodni? Dziewczyno, myślałem, że już się w ogóle nie zobaczymy – odezwał się nie odrywając ode mnie wzroku.
- Musiałam nadrobić szkolne zaległości i jakoś się pozbierać po tym wszystkim – odparłam wzruszając ramionami.
- Chester, jak mogłeś? – mruknął Joe.
- Co znowu? – westchnął Bennington zajmując miejsce na kanapie pomiędzy przyjaciółmi.
- Rozjechałeś dziewczynę – odparł krótko spoglądając na niego znacząco.
- Nie rozjechał mnie. Sama wbiegłam na drogę – wyjaśniłam uśmiechając się.
- Samobójstwo? – dopytywał się Azjata robiąc wielkie oczy ze zdziwienia.
- Uwierzysz, że nie? Po prostu miałam… Chwilę słabości.
- No cóż, on w chwilach słabości je, więc… - wtrącił się Brad, jednak został uciszony przez Mr Hahna za pomocą mocnego ciosu łokciem w jego brzuch.
                Wybuchłam szczerym śmiechem. Nigdy nie spodziewałam się, że członkowie zespołu mogą być tak szurnięci. Dobry nastrój udzielił się każdemu i po chwili nawet Joe, który do tej pory siedział z poważną miną, podśmiewał się pod nosem. Gdy się uspokoiliśmy, spojrzeliśmy na drzwi, przez które do pokoju weszło dwóch dość wysokich mężczyzn niosących torby z zakupami. Jeden z nich, ten, który miał dłuższe włosy, gdy odłożył bagaż na stolik przy oknie, chciał usiąść na kanapie, ale jego wzrok przykuła moja postać. Przyjrzał mi się uważnie marszcząc czoło.
- Lauren, to jest Rob – powiedział Chester widząc zaistniałą sytuację.
                Mężczyzna pokonał dwa kroki, by znaleźć się obok mnie i uścisnął serdecznie moją dłoń.
- Miło mi – uśmiechnął się, po czym usiadł na kanapie obok Mr Hahna.
- A to jest Phoenix – dodał jeszcze Mike wskazując na ostatniego członka zespołu, który mocował się z reklamówką.
- Cześć Lauren! – zawołał nawet się nie odwracając – Ładne imię.
                Wszyscy obserwowaliśmy jego poczynania z nieznośną torbą. W końcu się z nią uporał i podał każdemu po puszce piwa. Ostrożnie otworzyłam ją tak, jak zrobiła to reszta i wypiłam dwa spore łyki. Już kilka razy piłam z Damienem, więc alkohol nie był mi obcy. Gawędząc o pogodzie z innymi, opróżniłam całą puszkę, dlatego razem z Chesterem i Robem sięgnęłam po następną.
- Widzę, że się rozkręcasz – zaśmiał się Mike.
- Jak szaleć, to szaleć – uśmiechnęłam się, po czym upiłam kolejny łyk.
- Tylko wiesz… Mamy też czystą w zanadrzu – zadziornie uniósł brew – Jeśli wiesz, o co mi chodzi.
- Lubię wszystkiego próbować – powiedziałam nieco śpiewnym tonem. Czułam się trochę lżej, niż jeszcze godzinę wcześniej.
                Kolejna puszka została opróżniona. Joe wstał z kanapy i podszedł do szafki  znajdującej się obok biurka. Wyciągnął z niej zestaw kieliszków. Każdemu dał po jednym i sięgnął po butelkę wódki ze stołu.
- Rozumiem, że też chcesz – uśmiechnął się do mnie Azjata. Nie czekając na moją odpowiedź, napełnił kieliszek i postawił go na biurku przede mną.
- No to co? Do dna – powiedział Chester, gdy już wszyscy mieli nalany alkohol.
                Wypiłam wódkę, która spływając po moim gardle zostawiła drażniący smak w ustach. Skrzywiłam się i przymknęłam oczy. Na ratunek pospieszył mi Mike, który podał małą butelkę z sokiem jabłkowym, którego wypiłam kilka łyków. Momentalnie zrobiło mi się ciepło i poczułam, że na moje policzki wpływają rumieńce. Zgodziłam się na drugą rundę, trzecią… Potem zupełnie straciłam rachubę. Nigdy w życiu nie poniosło mnie tak bardzo. Alkohol sprawił, że zaczęłam bez skrępowania opowiadać chłopakom o całym moim życiu. Wygadałam im nawet kilka najskrytszych sekretów. Zapomniałam też, że powinnam wracać do domu, a wszyscy byli pijani. Śmiałam się głośno, mówiłam dużo i nawet zdarzyło mi się flirtować z Shinodą, do czego raczej nie posunęłabym się, gdybym była trzeźwa. Po którejś z rzędu kolejce zrobiło mi się niedobrze, więc wyszłam z dusznego pokoju. Razem ze mną poszedł Mike, który zaprowadził mnie na balkon jednego z pokoi. Powietrze na zewnątrz było niesamowicie czyste i świeże. Podeszłam do barierki i lekko się za nią wychyliłam, by w dole ujrzeć jeżdżące po ulicach miasta auta robiące sporo hałasu, który w ogóle nie docierał na ósme piętro. Oparłam się o balustradę i spojrzałam na pogrążone w ciemnościach miasto. Mike stanął obok mnie. Mimo panujących wokół ciemności, kątem oka wyraźnie widziałam jego postać. Odwróciłam się tak, by mieć go na wprost siebie. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów z zapalniczką.
- Chcesz jednego? – zaproponował.
                Wzięłam z jego rąk paczkę i wyciągnęłam papierosa. Pomógł mi zapalić i już po chwili wdychałam duszący dym.
- A ty? – zapytałam patrząc na niego znacząco.
- Nie powinienem palić – wzruszył ramionami.
- A coś się stanie gdy zapalisz?
- Wątpię, ale lepiej nie ryzykować – odparł spokojnie opierając się o barierkę.
- To dlaczego nosisz paczkę w kieszeni?
- Czasem trzeba w jakiś sposób pozbyć się zbędnych emocji.
- Ryzykujesz – mruknęłam cicho, a on tylko się uśmiechnął.
                Spojrzał na mnie mrużąc oczy, po czym wyciągnął z moich ust papierosa i sam zaciągnął się dymem.
- Nie jesteś chyba zła? – zapytał wypuszczając z ust szarą chmurę dymu.
                Przyglądałam mu się z boku. Gdy byłam pijana, wydawał mi się jeszcze bardziej uroczy, a przede wszystkim przystojny. Zauważył, że na niego patrzyłam. Wyrzucił niedopałek na posadzkę i przydepnął go butem. Skierował wzrok na moją twarz. Chciałam się odwrócić i odejść, jednak nagle, poczułam usta Shinody na swoich. Gdybym była trzeźwa, z pewnością bym zaprotestowała. Wtedy jednak pozwoliłam mu, by mnie całował, a nawet sama odwzajemniałam jego pocałunek. Poczułam, jak obejmuje mnie ramieniem. Wplotłam palce w jego włosy z każdą chwilą przyciągając go coraz mocniej do siebie. Gdy zaczęło brakować mi tchu, odsunęłam się od niego na kilka centymetrów i spojrzałam prosto w jego brązowe, błyszczące oczy. Mike nagle mocniej mnie chwycił i jednym, szybkim ruchem uniósł w górę. Zaśmiałam się głośno, lekko odchylając głowę do tyłu. Zaniósł mnie do środka, byśmy po chwili wylądowali na kanapie. Nie mogłam się poruszyć, bo Shinoda wręcz przygwoździł mnie swoim ciężarem. Nie powiem jednak, że mi się to nie podobało. Moje serce biło przyspieszonym rytmem, a oddech miałam nierówny. Obserwowałam z dołu, jak mój znajomy rozpinał swoją koszulę, która kilka sekund później wylądowała na ziemi. Nachylił się nade mną i delikatnie musnął swoimi ustami moje. Swoimi długimi palcami dobrał się do guzików mojego ubrania. Chciałam mu pomóc, jednak drzwi do pokoju się otworzyły, a ktoś wszedł do środka. Zamarliśmy w bezruchu.
- Szukałem was – usłyszałam spokojny głos Brada. Odetchnęłam z ulgą, bo w głębi ducha spodziewałam się Chestera, a nie chciałam, żeby widział, co robiłam z jego najlepszym przyjacielem.
                Shinoda zsunął się ze mnie. Chwycił koszulę leżącą na ziemi i ubrał ją na siebie nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
- Tak? – zapytał cicho podchodząc do znajomego.
- Wszyscy się o was pytają. Zniknęliście– powiedział Brad co chwilę na mnie zerkając.
                Zorientowałam się, że wciąż leżę na kanapie w rozpiętej do połowy koszuli. Podniosłam się więc i nieco speszona zapięłam ubranie.
- Wróćcie niedługo, bo inaczej Chester nie będzie zbyt zadowolony – dodał Delson odwracając się i wychodząc z pokoju.
- Chodź, Lauren – polecił mi Shinoda.
                Chwycił delikatnie moją dłoń, czego zupełnie nie spodziewałam się z jego strony. Wyszedł na korytarz lekko ciągnąc mnie za sobą. Poszliśmy do pokoju, w którym nadal siedzieli pozostali. Nagłe pojawienie się mnie i Mike’a wzbudziło podejrzenia innych, ale wyjaśniłam, że byłam na balkonie zapalić. Po dobrej godzinie rozmów zrobiłam się zmęczona. Zasnęłam więc na kanapie opierając głowę na kolanach Shinody.

Tym razem trochę inaczej. Sama jednak nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. 
Następny rozdział już mam napisany w połowie, więc pojawi się niedługo ;)

sobota, 13 lipca 2013

4. Farewell to the fairground

                Gdy otworzyłam oczy, promienie słoneczne wpadające przez okno padały na białą pościel. Wokół panował niezwykły spokój. Aż zachciało mi się wstać i pójść na krótką przechadzkę, ale nadal byłam podłączona do kroplówki, a nogę miałam w gipsie, co uniemożliwiało mi nawet obrócenie się w miejscu, a co dopiero spacer po szpitalu. Czułam się już dobrze. Nic mnie nie bolało. Dobijał mnie jedynie fakt, że miałam jeszcze sześć tygodni męczyć się z gipsem.
                Chwyciłam telefon leżący obok poduszki. Poprzedniego dnia wyciszyłam go, żeby nikt mnie nie budził, gdy będę spała. Zdziwiłam się nieco na widok komunikatu na ekranie komórki, który mówił, że mam cztery nieodebrane połączenia od nieznanego numeru i kilka nieodczytanych wiadomości. Prawie wszystkie smsy były od moich znajomych, którzy pytali się oczywiście o moje samopoczucie i życzyli powrotu do zdrowia. Jedynie ostatnia wiadomość była od tego samego nieznanego numeru i brzmiała: ,,Lauren, co jest? Napisz mi chociaż, czy wszystko jest w porządku. Chaz’’. Nie czekając, natychmiast zadzwoniłam na jego numer. Po kilku sygnałach odebrał.
- Chester, przepraszam, że nie odbierałam, ale… - zaczęłam się tłumaczyć, jednak mi przerwał.
- Zaraz przyjadę. Czekaj na mnie – rzucił pospiesznie, po czym rozłączył się bez pożegnania.
                Odłożyłam telefon. Ucieszyłam się, że odwiedzi mnie Bennington. W tamtej chwili chciałam jedynie kogoś obok siebie. Kogoś, komu mogłabym zaufać. Kogoś, komu mogłabym się wyżalić. Zanim mój znajomy przyjechał, zjadłam jeszcze śniadanie przyniesione przez pielęgniarkę. Gdy byłam już w miarę najedzona, odpisałam na kilka smsów od znajomych. Chwilę po tym otworzyły się drzwi i pokoju stanął zdyszany Chester. Tego dnia ubrał jasny t-shirt. Zauważyłam też brak okularów i większy zestaw rzemyków na nadgarstkach. Policzki miał lekko zaczerwienione z pewnością od szybkiego marszu.
- Już się martwiłem, że coś się stało – wydyszał podchodząc do mnie i chwytając moją dłoń.
- Chazy… - westchnęłam – Po prostu miałam wyciszony telefon. Nie wiem, czym tak się przejmujesz.
- Słuchaj, polubiłem cię i nie chciałbym, żeby coś ci się stało. Znowu – odparł lekko się uśmiechając – I jeszcze jedno… Jeśli uraziłem cię tym, co wczoraj zrobiłem, to naprawdę przepraszam.
- Nie masz za co – mimowolnie uniosłam kąciki ust w górę.
- Bo wiesz… Potem w domu myślałem, że może… że może ciągle myślisz o… no wiesz – zaczął się nerwowo tłumaczyć.
- Nie, Chester – odparłam krótko – Damiena już nie ma. Proszę, nie rozmawiajmy o nim.
                Po raz kolejny w moich oczach zebrały się łzy. Bennington widząc to, przybliżył się do mnie i otarł jedną kroplę spływającą po moim policzku.
- Nie chciałem, żebyś płakała – wyszeptał łagodnie.
                Spojrzałam mu prosto w oczy. Tym razem wydawały się nieco jaśniejsze, nabrały bardziej orzechowej barwy. Źrenice miał rozszerzone i także wpatrywał się we mnie. Chciałam tylko, żeby ta chwila trwała wiecznie. Chester jeszcze bardziej zbliżył swoją twarz do mojej. Jego usta znajdowały się kilka milimetrów od moich. Tę niezwykle intymną chwilę przerwał doktor, który bezceremonialnie otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Bennington momentalnie odsunął się ode mnie. Spuścił głowę i zajął się poprawianiem swojej koszulki. Lekarz spojrzał na nas z dezaprobatą.
- Może pani już dzisiaj wracać do domu, ale ktoś musi panią odebrać – oznajmił gburowatym tonem.
- Ja mogę ją zawieźć – zaoferował Chester unosząc głowę.
- Przykro mi, ale to musi być ktoś z rodziny – powiedział sucho doktor i jak zwykle coś zanotował – Zaraz przyjdzie pielęgniarka i odłączy pani kroplówkę.
                Wyszedł z pokoju. Niecałe dziesięć sekund później pojawiła się młoda kobieta, która gawędząc ze mną, powoli odklejała plaster na moim nadgarstku. Gdy wyciągała z mojego ciała igłę, Chester odwrócił wzrok. Ja zaś przyglądałam się wszystkiemu ze stoickim spokojem. Kobieta pożegnała się ciepłymi słowami i wyszła. Zadzwoniłam po tatę. Powiedział, że przyjedzie po mnie za godzinę.
- Chester, pomógłbyś mi wstać? – poprosiłam. Ten w odpowiedzi skinął głową.
                Odrzuciłam kołdrę na bok i powoli się podniosłam opierając ręce na brzegu łóżka. Opuściłam nogi na podłogę. Zakręciło mi się w głowie, ale to mnie nie zraziło. Mocno chwyciłam ramię znajomego. Ten podpierając mnie pomógł mi wstać z miejsca. Sięgnął po kule ortopedyczne, które stały oparte o łóżko i podał mi je. Gdy już się na nich podparłam, westchnęłam ze spokojem.
- Wreszcie trochę ruchu – mruknęłam – Odprowadzisz mnie do łazienki?
- Jasne – uśmiechnął się – Doczłapiesz się tam?
- Wczoraj mi się udało, a byłam sama. Teraz też powinno się udać – zaśmiałam się.
                Powoli stawiałam kroki. Spacer do celu był zarówno długi, jak i męczący. Chester pomagał mi, gdy lekko się potykałam. W końcu jednak dotarłam do toalety. Znajomy poczekał przed wejściem. Odświeżyłam się, odpoczęłam chwilę i wyszłam. Wiedziałam, że powinnam się wykąpać, ale byłam tak wykończona, że zdecydowałam się zrobić to w domu. Miałam na sobie piżamę. Postanowiłam wracać w niej do domu. Wyglądała na normalne, codzienne ubranie, a ja nie miałam ani siły, ani ochoty się przebierać.
                Na korytarzu wymieniłam kilka zdań z Chazem. Powoli zmierzaliśmy w stronę mojego pokoju, do którego dotarliśmy po męczącym spacerze. Na moją prośbę spakował wszystkie rzeczy do torby, którą miałam położoną w rogu pomieszczenia.
- Nie przebierzesz się? – zapytał.
- Nie mam siły, a nie chcę posuwać się do tego, by prosić cię o to, żebyś mnie przebrał – uśmiechnęłam się.
                Chester usiadł obok mnie na łóżku. Westchnął i spojrzał na mnie dość przenikliwie. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Od początku wizyty zachowywał się inaczej, niż zwykle.
- Jeszcze raz przepraszam za to, że cię potrąciłem – odezwał się cicho.
- Rozmawialiśmy na ten temat już kilka razy – mruknęłam – To moja wina.
- Lauren, nie możesz zrzucać ciągle winy na siebie – powiedział z wyrzutem.
- Ale to naprawdę tylko i wyłącznie przeze mnie. Nie pomyślałam, że przez ulice może jechać auto – próbowałam mówić spokojnym tonem – Ty po prostu znalazłeś się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie.
- A może właściwym? – spytał łagodnie.
- Dlaczego?
- Bo gdybym nie jechał wtedy tą ulicą, nie poznalibyśmy się – odparł posyłając mi uroczy uśmiech.
- Faktycznie – zaśmiałam się cicho – Ale gdybym ja nie wbiegła na ulicę, też byśmy się nie spotkali.
- Jak myślisz, to przypadek, czy przeznaczenie? – zapytał wpatrując się we mnie.
- Czy to ważne? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie i przysunęłam się bliżej Chaza.
- W sumie to nie – mruknął uśmiechając się – Obojętne, czy to przez przypadek, czy to było zaplanowane z góry i tak cieszę się, że cię poznałem.
- Ja też się cieszę, Chazy. Nawet nie wiesz jak bardzo.
                Chester nagle mnie przytulił. Objął mnie ramionami, ale zrobił to lekko. Pewnie dlatego, że wiedział, że jestem jeszcze trochę poturbowana po tym wypadku. Wtuliłam się w ramię mężczyzny.
- I proszę cię o jedno… - powiedziałam, a mój głos był tłumiony przez ciało Chaza – Nie obwiniaj się o to. Nie chcę, żebyś się martwił.
- Jasne, Lauren – odpowiedział głośno i wyraźnie.
                Gdy wypuścił mnie z objęć, ponownie się uśmiechnęłam, po czym zwróciłam się do Chestera:
- Chyba już pora, żeby się szykować.
                Wziął moje rzeczy z pokoju i wyszliśmy do poczekalni. Posadził mnie na krześle i zagadał do recepcjonistki. Ta jednak nie chciała wydać wypisu, więc zrezygnowany zajął miejsce obok mnie.
- Szkoda, że nie jestem młodszy – westchnął – Mógłbym udawać twojego brata. W sumie to oboje mamy ciemne włosy.
- Spokojnie. Zaczekam na tatę – zaśmiałam się.
- Twojego tatę też mógłbym udawać gdybym był trochę starszy… - kombinował po cichu – Ale wolę tę pierwszą opcję.
- Chester, proszę cię – powiedziałam nieco rozbawiona.
                Na korytarzu zjawił się mój tata. Podszedł do mnie spokojnym krokiem i przywitał się ze mną ciepło. Wymienił uścisk dłoni z Benningtonem. Zabrał od niego moje rzeczy, odebrał od recepcjonistki wypis, a następnie wszyscy wyszliśmy ze szpitala. Chaz podpierał mnie ramieniem, gdy wychodziłam z budynku oraz gdy przechodziłam na parking. Dotarłam do samochodu taty i samodzielnie się do niego wpakowałam, co zajęło mi dość dużo czasu. Było mi bardzo niewygodnie.  Zanim zamknęłam drzwi auta, spojrzałam na Chestera. Mrugnęłam do niego.
- Zadzwoń – powiedziałam cicho. Ten tylko się uśmiechnął i skinął głową.
                Mój tata również wsiadł do samochodu.
- No to jedziemy do domu – oznajmił.
                Pokiwałam do znajomego, który w odpowiedzi również uniósł dłoń w górę. Gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu, odwróciłam się do tyłu. Bennington stał z głową uniesioną w górę. Patrzył w niebo lekko kołysząc się do przodu i do tyłu.

                W domu było nadzwyczaj cicho. Zapomniałam już jak to jest być u siebie. Czułam przyjemny zapach drewna zmieszany z zapachem farby na ścianach. Miła odmiana w porównaniu do okropnego szpitalnego zapachu. Od razu po powrocie weszłam do swojego pokoju, który na szczęście znajdował się na parterze. Wzięłam ubrania z szafki i poszłam do łazienki. Z trudem zdjęłam piżamę, spięłam włosy i odkręciłam kran w wannie. Po chwili sprawdziłam palcami temperaturę wody. Idealna. Zakręciłam kurek. Wpakowałam się do wanny. Brakowało mi kąpieli. Leżenie w szpitalu wcale nie jest takie przyjemne. Zwłaszcza, jeśli na nodze ma się cholerny gips, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Umyłam włosy, które straciły świeżość i przestały się układać. Wytarłam się szorstkim ręcznikiem. Ubrałam się na szczęście bez większego trudu. Byłam zmuszona założyć spódniczkę w kwiatowe wzory, bo ze spodniami mógłby być problem.

                Udałam się do swojego pokoju. Normalnie rzuciłabym się na łóżko, ale mój gips na nodze skutecznie mi to utrudniał. Usiadłam przy biurku i chwyciłam komórkę, która leżała na nim razem z pozostałymi rzeczami ze szpitala. ,,Chester, zadzwoń…’’ – błagałam w myślach. Telefon jednak milczał.

Osiem razy musiałam poprawiać ten rozdział, ale w końcu udało mi się napisać coś zadowalającego. Mam też dylemat co do następnego, bo nie wiem, czy może być taki długi, jaki jest, czy może też podzielić go na dwa krótsze. Jeszcze się nad tym dokładnie zastanowię :3
Chciałabym też podziękować za wszystkie komentarze. Naprawdę miło mi czytać Wasze opinie. Dzięki! ;)