poniedziałek, 29 lipca 2013

5. And all of the ghouls come out to play

                Gdy zdjęli mi gips, w końcu poczułam się wolna. Przez poprzednie sześć tygodni byłam od nieco prawie całkowicie zależna. Jakakolwiek propozycja wyjścia ze znajomymi musiała być od razu odrzucana z powodu gipsowego przyjaciela. Szczerze mówiąc, miałam już go dość. Przez niego musiałam też wszędzie chodzić o kulach, co było dość irytujące i męczące.
                Z Chesterem gadałam kilka razy przez telefon. Nasze rozmowy były jednak krótkie, bo albo ja, albo on nie mieliśmy zbyt wiele czasu na pogawędki. Musiał załatwiać jakieś ważne sprawy związane z zespołem. Umówiliśmy się, że gdy już pozbędę się gipsu zabierze mnie do studia. Chodziło też o to, żebym nie miała problemów z nadrobieniem tematów, które klasa przerabiała podczas mojej nieobecności oraz abym dała radę pouczyć się na nadchodzące egzaminy. Trochę mi to nie pasowało, bo bardzo chciałam spotkać się z Chesterem i z Mikiem, ale sam Bennington uparł się i stwierdził, że nie chce, żebym miała przez niego problemy. W sumie to nawet miłe, że się o mnie troszczył.
                Wróciłam ze szpitala i od razu zadzwoniłam do Chaza powiadamiając go o tym, że możemy już się spotkać. Nie musiałam czekać długo. Po godzinie podjechał pod mój dom czarnym mercedesem. Gdy tylko zobaczyłam go przez okno w pokoju, wcisnęłam komórkę do kieszeni spodni, które w końcu mogłam założyć i prawie wybiegłam z domu rzucając po drodze krótkie ,,Wychodzę’’ mamie, która krzątała się po kuchni. Podeszłam do samochodu uśmiechając się na samą myśl, że zaraz spotkam się z Chesterem. Otworzyłam drzwi auta i usiadłam obok znajomego. Spojrzałam na niego. Nie zmienił się ani trochę przez te sześć tygodni. Posłałam mu ciepły uśmiech, a on odwdzięczył go tym samym.
- Gotowa? – zapytał.
- A jakże – odparłam najspokojniej, jak potrafiłam.
                Gdy tylko odjechaliśmy spod mojego domu, Chester włączył radio, a z głośników popłynęła ballada w wykonaniu Led Zeppelin.
- Myślałam, że słuchacie swoich piosenek – odezwałam się.
- Wystarczy nam to, co śpiewamy na koncertach – zaśmiał się.
                Oparłam głowę o szybę i przyglądałam się samochodom jadącym obok nas. Wokół czuć było zapach Chestera. Uwielbiałam perfumy, których używał. Zerknęłam na niego. Cicho pogwizdywał do piosenki wystukując rytm na kierownicy. Dobry humor mu minął, gdy utknęliśmy w korku. Dość szybko jednak znaleźliśmy się bardzo blisko skrzyżowania. Po jakimś czasie w końcu dotarliśmy na miejsce. Chester wyłączył radio i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Wysiedliśmy z auta. Zamknął samochód i oboje weszliśmy do wysokiego budynku. W holu było niesamowicie jasno. Bennington pokazał recepcjonistce gestem, że idziemy do góry. Weszliśmy do windy, z której wysiedliśmy dopiero na ósmym piętrze. Po krótkim spacerze po korytarzu, w końcu dotarliśmy pod właściwe drzwi. Chazy mocno nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Wróciłem! – zawołał wchodząc do pokoju.
                Przekroczyłam próg i zamknęłam za sobą dość brutalnie potraktowane przez znajomego drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przy wielkim oknie po przeciwnej stronie stało duże biurko, przy którym pracował Mike. Pisał coś w swoim notatniku. Po prawej stronie na kanapie siedział wysoki facet z lokami na głowie, a obok niego niski koleś z azjatyckimi rysami twarzy. Mike uniósł głowę odrywając wzrok od swoich notatek. Odwrócił się z uśmiechem na twarzy, po czym podszedł do mnie pospiesznie i uścisnął po przyjacielsku.
- Już myślałem, że się nie zobaczymy – powiedział, po czym odsunął się o krok do tyłu i uważnie zlustrował mnie wzrokiem – Nie masz już gipsu.
- Wreszcie nie wyglądam jak kaleka – zaśmiałam się cicho.
- Chłopaki, to jest Lauren Mason – przedstawił mnie Chester pozostałym członkom zespołu.
- Brad Delson – uniósł dłoń w górę mężczyzna z afro na głowie, po czym wskazał na swojego znajomego siedzącego obok niego – A to jest Joe Hahn.
- Mr Hahn – odezwałam się przypominając sobie wcześniejsze słowa Chestera.
- I już cię lubię – klasnął w dłonie Azjata.
- Usiądziesz sobie? – zapytał Mike wskazując krzesło przy biurku, na którym wcześniej siedział.
                Skorzystałam z jego propozycji i nieśmiało zajęłam wskazane miejsce. Ze spokojem przypatrywałam się Chesterowi, który wyciągał z kieszeni jakieś kartki i układał je na stoliku stojącym przy drzwiach.
- Gdzie Rob i Phoenix? – zapytał.
- Poszli skoczyć po piwo – odparł Shinoda, po czym zwrócił się do mnie – Pijesz?
- Mam siedemnaście lat – odpowiedziałam uświadamiając mu, że nie powinnam pić alkoholu.
- Daj spokój. Jak raz się napijesz, to nic się chyba nie stanie – zaśmiał się Chester.
- Wiem, że będziecie nalegać, więc chyba muszę przystać na waszą propozycję – zgodziłam się.
- Ale przyznaj, że ci to pasuje – powiedział Mike opierając się rękami o biurko.
- Nie będę zaprzeczać – mrugnęłam do niego.
- A co robiłaś przez te sześć tygodni? Dziewczyno, myślałem, że już się w ogóle nie zobaczymy – odezwał się nie odrywając ode mnie wzroku.
- Musiałam nadrobić szkolne zaległości i jakoś się pozbierać po tym wszystkim – odparłam wzruszając ramionami.
- Chester, jak mogłeś? – mruknął Joe.
- Co znowu? – westchnął Bennington zajmując miejsce na kanapie pomiędzy przyjaciółmi.
- Rozjechałeś dziewczynę – odparł krótko spoglądając na niego znacząco.
- Nie rozjechał mnie. Sama wbiegłam na drogę – wyjaśniłam uśmiechając się.
- Samobójstwo? – dopytywał się Azjata robiąc wielkie oczy ze zdziwienia.
- Uwierzysz, że nie? Po prostu miałam… Chwilę słabości.
- No cóż, on w chwilach słabości je, więc… - wtrącił się Brad, jednak został uciszony przez Mr Hahna za pomocą mocnego ciosu łokciem w jego brzuch.
                Wybuchłam szczerym śmiechem. Nigdy nie spodziewałam się, że członkowie zespołu mogą być tak szurnięci. Dobry nastrój udzielił się każdemu i po chwili nawet Joe, który do tej pory siedział z poważną miną, podśmiewał się pod nosem. Gdy się uspokoiliśmy, spojrzeliśmy na drzwi, przez które do pokoju weszło dwóch dość wysokich mężczyzn niosących torby z zakupami. Jeden z nich, ten, który miał dłuższe włosy, gdy odłożył bagaż na stolik przy oknie, chciał usiąść na kanapie, ale jego wzrok przykuła moja postać. Przyjrzał mi się uważnie marszcząc czoło.
- Lauren, to jest Rob – powiedział Chester widząc zaistniałą sytuację.
                Mężczyzna pokonał dwa kroki, by znaleźć się obok mnie i uścisnął serdecznie moją dłoń.
- Miło mi – uśmiechnął się, po czym usiadł na kanapie obok Mr Hahna.
- A to jest Phoenix – dodał jeszcze Mike wskazując na ostatniego członka zespołu, który mocował się z reklamówką.
- Cześć Lauren! – zawołał nawet się nie odwracając – Ładne imię.
                Wszyscy obserwowaliśmy jego poczynania z nieznośną torbą. W końcu się z nią uporał i podał każdemu po puszce piwa. Ostrożnie otworzyłam ją tak, jak zrobiła to reszta i wypiłam dwa spore łyki. Już kilka razy piłam z Damienem, więc alkohol nie był mi obcy. Gawędząc o pogodzie z innymi, opróżniłam całą puszkę, dlatego razem z Chesterem i Robem sięgnęłam po następną.
- Widzę, że się rozkręcasz – zaśmiał się Mike.
- Jak szaleć, to szaleć – uśmiechnęłam się, po czym upiłam kolejny łyk.
- Tylko wiesz… Mamy też czystą w zanadrzu – zadziornie uniósł brew – Jeśli wiesz, o co mi chodzi.
- Lubię wszystkiego próbować – powiedziałam nieco śpiewnym tonem. Czułam się trochę lżej, niż jeszcze godzinę wcześniej.
                Kolejna puszka została opróżniona. Joe wstał z kanapy i podszedł do szafki  znajdującej się obok biurka. Wyciągnął z niej zestaw kieliszków. Każdemu dał po jednym i sięgnął po butelkę wódki ze stołu.
- Rozumiem, że też chcesz – uśmiechnął się do mnie Azjata. Nie czekając na moją odpowiedź, napełnił kieliszek i postawił go na biurku przede mną.
- No to co? Do dna – powiedział Chester, gdy już wszyscy mieli nalany alkohol.
                Wypiłam wódkę, która spływając po moim gardle zostawiła drażniący smak w ustach. Skrzywiłam się i przymknęłam oczy. Na ratunek pospieszył mi Mike, który podał małą butelkę z sokiem jabłkowym, którego wypiłam kilka łyków. Momentalnie zrobiło mi się ciepło i poczułam, że na moje policzki wpływają rumieńce. Zgodziłam się na drugą rundę, trzecią… Potem zupełnie straciłam rachubę. Nigdy w życiu nie poniosło mnie tak bardzo. Alkohol sprawił, że zaczęłam bez skrępowania opowiadać chłopakom o całym moim życiu. Wygadałam im nawet kilka najskrytszych sekretów. Zapomniałam też, że powinnam wracać do domu, a wszyscy byli pijani. Śmiałam się głośno, mówiłam dużo i nawet zdarzyło mi się flirtować z Shinodą, do czego raczej nie posunęłabym się, gdybym była trzeźwa. Po którejś z rzędu kolejce zrobiło mi się niedobrze, więc wyszłam z dusznego pokoju. Razem ze mną poszedł Mike, który zaprowadził mnie na balkon jednego z pokoi. Powietrze na zewnątrz było niesamowicie czyste i świeże. Podeszłam do barierki i lekko się za nią wychyliłam, by w dole ujrzeć jeżdżące po ulicach miasta auta robiące sporo hałasu, który w ogóle nie docierał na ósme piętro. Oparłam się o balustradę i spojrzałam na pogrążone w ciemnościach miasto. Mike stanął obok mnie. Mimo panujących wokół ciemności, kątem oka wyraźnie widziałam jego postać. Odwróciłam się tak, by mieć go na wprost siebie. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów z zapalniczką.
- Chcesz jednego? – zaproponował.
                Wzięłam z jego rąk paczkę i wyciągnęłam papierosa. Pomógł mi zapalić i już po chwili wdychałam duszący dym.
- A ty? – zapytałam patrząc na niego znacząco.
- Nie powinienem palić – wzruszył ramionami.
- A coś się stanie gdy zapalisz?
- Wątpię, ale lepiej nie ryzykować – odparł spokojnie opierając się o barierkę.
- To dlaczego nosisz paczkę w kieszeni?
- Czasem trzeba w jakiś sposób pozbyć się zbędnych emocji.
- Ryzykujesz – mruknęłam cicho, a on tylko się uśmiechnął.
                Spojrzał na mnie mrużąc oczy, po czym wyciągnął z moich ust papierosa i sam zaciągnął się dymem.
- Nie jesteś chyba zła? – zapytał wypuszczając z ust szarą chmurę dymu.
                Przyglądałam mu się z boku. Gdy byłam pijana, wydawał mi się jeszcze bardziej uroczy, a przede wszystkim przystojny. Zauważył, że na niego patrzyłam. Wyrzucił niedopałek na posadzkę i przydepnął go butem. Skierował wzrok na moją twarz. Chciałam się odwrócić i odejść, jednak nagle, poczułam usta Shinody na swoich. Gdybym była trzeźwa, z pewnością bym zaprotestowała. Wtedy jednak pozwoliłam mu, by mnie całował, a nawet sama odwzajemniałam jego pocałunek. Poczułam, jak obejmuje mnie ramieniem. Wplotłam palce w jego włosy z każdą chwilą przyciągając go coraz mocniej do siebie. Gdy zaczęło brakować mi tchu, odsunęłam się od niego na kilka centymetrów i spojrzałam prosto w jego brązowe, błyszczące oczy. Mike nagle mocniej mnie chwycił i jednym, szybkim ruchem uniósł w górę. Zaśmiałam się głośno, lekko odchylając głowę do tyłu. Zaniósł mnie do środka, byśmy po chwili wylądowali na kanapie. Nie mogłam się poruszyć, bo Shinoda wręcz przygwoździł mnie swoim ciężarem. Nie powiem jednak, że mi się to nie podobało. Moje serce biło przyspieszonym rytmem, a oddech miałam nierówny. Obserwowałam z dołu, jak mój znajomy rozpinał swoją koszulę, która kilka sekund później wylądowała na ziemi. Nachylił się nade mną i delikatnie musnął swoimi ustami moje. Swoimi długimi palcami dobrał się do guzików mojego ubrania. Chciałam mu pomóc, jednak drzwi do pokoju się otworzyły, a ktoś wszedł do środka. Zamarliśmy w bezruchu.
- Szukałem was – usłyszałam spokojny głos Brada. Odetchnęłam z ulgą, bo w głębi ducha spodziewałam się Chestera, a nie chciałam, żeby widział, co robiłam z jego najlepszym przyjacielem.
                Shinoda zsunął się ze mnie. Chwycił koszulę leżącą na ziemi i ubrał ją na siebie nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
- Tak? – zapytał cicho podchodząc do znajomego.
- Wszyscy się o was pytają. Zniknęliście– powiedział Brad co chwilę na mnie zerkając.
                Zorientowałam się, że wciąż leżę na kanapie w rozpiętej do połowy koszuli. Podniosłam się więc i nieco speszona zapięłam ubranie.
- Wróćcie niedługo, bo inaczej Chester nie będzie zbyt zadowolony – dodał Delson odwracając się i wychodząc z pokoju.
- Chodź, Lauren – polecił mi Shinoda.
                Chwycił delikatnie moją dłoń, czego zupełnie nie spodziewałam się z jego strony. Wyszedł na korytarz lekko ciągnąc mnie za sobą. Poszliśmy do pokoju, w którym nadal siedzieli pozostali. Nagłe pojawienie się mnie i Mike’a wzbudziło podejrzenia innych, ale wyjaśniłam, że byłam na balkonie zapalić. Po dobrej godzinie rozmów zrobiłam się zmęczona. Zasnęłam więc na kanapie opierając głowę na kolanach Shinody.

Tym razem trochę inaczej. Sama jednak nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. 
Następny rozdział już mam napisany w połowie, więc pojawi się niedługo ;)

7 komentarzy:

  1. Uuu, gorrąco.... Linkini mnie rozwalili swoim zachowaniem xDDD Strasznie lubię Twoje opowiadanie i w końcu wpadłam na pomysł, jak napisać część drugą u siebie xDDD No to ja czekam na następny, weny życzę i w ogóle no nie mg się nowego doczekać xDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę. Zespół zaskakuje, po raz pierwszy mam wrażenie, że spośród wszystkich opowiadań, które czytałam, Joe nie jest tendencyjnym psychopatą. Znają się w sumie krótko, bo parę tygodni, będzie półtora miesiąca, a tu już taka impreza? Szalejesz, nie powiem.
    Hmmm... Dobrze, że pojawił się Brad, Mikey pod wpływem różnych używek staje się nieco zbyt otwarty, jak na mój gust.

    Cóż, pozostaje mi tylko życzyć ci dużo weny i czekać na kolejny rozdział.
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to nadrabiam! Teraz dopiero weszłam, bo wczoraj przyjechałam z Niemiec.
    Rozdział jak zwykle świetny. Zespół szaleje, normalnie PARTY HARD hehe. Troszkę dziwi mnie zachowanie Mike'a. Coś czuję, że przez to, co się stało coś się rozwinie. No, ale co będzie z Chaz'em? Nie mogę się doczekać kolejnego. :D
    No i zapraszam do siebie na nowy rozdział :D I zupełnie odmieniony blog :D http://myshadowoftheday.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy będzie coś nowego? Opowiadanie jest bardzo interesujące i ciekawe. Nie mogę doczekać się kontynuacji ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział już napisany, czeka tylko na ostateczne poprawki. Pojawi się niedługo :)

      Usuń
  5. Najlepszy rozdzial na tym blogu... awww '-'
    Tylko Mike nie irytuje. Zbyt nachalny...

    OdpowiedzUsuń