Gdy zdjęli mi gips, w końcu
poczułam się wolna. Przez poprzednie sześć tygodni byłam od nieco prawie
całkowicie zależna. Jakakolwiek propozycja wyjścia ze znajomymi musiała być od
razu odrzucana z powodu gipsowego przyjaciela. Szczerze mówiąc, miałam już go
dość. Przez niego musiałam też wszędzie chodzić o kulach, co było dość
irytujące i męczące.
Z Chesterem gadałam kilka razy
przez telefon. Nasze rozmowy były jednak krótkie, bo albo ja, albo on nie
mieliśmy zbyt wiele czasu na pogawędki. Musiał załatwiać jakieś ważne sprawy
związane z zespołem. Umówiliśmy się, że gdy już pozbędę się gipsu zabierze mnie
do studia. Chodziło też o to, żebym nie miała problemów z nadrobieniem tematów,
które klasa przerabiała podczas mojej nieobecności oraz abym dała radę pouczyć
się na nadchodzące egzaminy. Trochę mi to nie pasowało, bo bardzo chciałam
spotkać się z Chesterem i z Mikiem, ale sam Bennington uparł się i stwierdził,
że nie chce, żebym miała przez niego problemy. W sumie to nawet miłe, że się o
mnie troszczył.
Wróciłam ze szpitala i od razu
zadzwoniłam do Chaza powiadamiając go o tym, że możemy już się spotkać. Nie
musiałam czekać długo. Po godzinie podjechał pod mój dom czarnym mercedesem.
Gdy tylko zobaczyłam go przez okno w pokoju, wcisnęłam komórkę do kieszeni
spodni, które w końcu mogłam założyć i prawie wybiegłam z domu rzucając po
drodze krótkie ,,Wychodzę’’ mamie, która krzątała się po kuchni. Podeszłam do
samochodu uśmiechając się na samą myśl, że zaraz spotkam się z Chesterem.
Otworzyłam drzwi auta i usiadłam obok znajomego. Spojrzałam na niego. Nie
zmienił się ani trochę przez te sześć tygodni. Posłałam mu ciepły uśmiech, a on
odwdzięczył go tym samym.
- Gotowa? –
zapytał.
- A jakże –
odparłam najspokojniej, jak potrafiłam.
Gdy tylko odjechaliśmy spod
mojego domu, Chester włączył radio, a z głośników popłynęła ballada w wykonaniu
Led Zeppelin.
- Myślałam,
że słuchacie swoich piosenek – odezwałam się.
- Wystarczy
nam to, co śpiewamy na koncertach – zaśmiał się.
Oparłam głowę o szybę i
przyglądałam się samochodom jadącym obok nas. Wokół czuć było zapach Chestera.
Uwielbiałam perfumy, których używał. Zerknęłam na niego. Cicho pogwizdywał do
piosenki wystukując rytm na kierownicy. Dobry humor mu minął, gdy utknęliśmy w
korku. Dość szybko jednak znaleźliśmy się bardzo blisko skrzyżowania. Po jakimś
czasie w końcu dotarliśmy na miejsce. Chester wyłączył radio i wyciągnął
kluczyki ze stacyjki. Wysiedliśmy z auta. Zamknął samochód i oboje weszliśmy do
wysokiego budynku. W holu było niesamowicie jasno. Bennington pokazał
recepcjonistce gestem, że idziemy do góry. Weszliśmy do windy, z której
wysiedliśmy dopiero na ósmym piętrze. Po krótkim spacerze po korytarzu, w końcu
dotarliśmy pod właściwe drzwi. Chazy mocno nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się
z hukiem.
- Wróciłem! –
zawołał wchodząc do pokoju.
Przekroczyłam próg i zamknęłam
za sobą dość brutalnie potraktowane przez znajomego drzwi. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Przy wielkim oknie po przeciwnej stronie stało duże biurko, przy
którym pracował Mike. Pisał coś w swoim notatniku. Po prawej stronie na kanapie
siedział wysoki facet z lokami na głowie, a obok niego niski koleś z
azjatyckimi rysami twarzy. Mike uniósł głowę odrywając wzrok od swoich notatek.
Odwrócił się z uśmiechem na twarzy, po czym podszedł do mnie pospiesznie i
uścisnął po przyjacielsku.
- Już
myślałem, że się nie zobaczymy – powiedział, po czym odsunął się o krok do tyłu
i uważnie zlustrował mnie wzrokiem – Nie masz już gipsu.
- Wreszcie
nie wyglądam jak kaleka – zaśmiałam się cicho.
- Chłopaki,
to jest Lauren Mason – przedstawił mnie Chester pozostałym członkom zespołu.
- Brad Delson
– uniósł dłoń w górę mężczyzna z afro na głowie, po czym wskazał na swojego
znajomego siedzącego obok niego – A to jest Joe Hahn.
- Mr Hahn –
odezwałam się przypominając sobie wcześniejsze słowa Chestera.
- I już cię
lubię – klasnął w dłonie Azjata.
- Usiądziesz
sobie? – zapytał Mike wskazując krzesło przy biurku, na którym wcześniej
siedział.
Skorzystałam z jego propozycji i
nieśmiało zajęłam wskazane miejsce. Ze spokojem przypatrywałam się Chesterowi,
który wyciągał z kieszeni jakieś kartki i układał je na stoliku stojącym przy
drzwiach.
- Gdzie Rob i
Phoenix? – zapytał.
- Poszli
skoczyć po piwo – odparł Shinoda, po czym zwrócił się do mnie – Pijesz?
- Mam siedemnaście
lat – odpowiedziałam uświadamiając mu, że nie powinnam pić alkoholu.
- Daj spokój.
Jak raz się napijesz, to nic się chyba nie stanie – zaśmiał się Chester.
- Wiem, że
będziecie nalegać, więc chyba muszę przystać na waszą propozycję – zgodziłam się.
- Ale
przyznaj, że ci to pasuje – powiedział Mike opierając się rękami o biurko.
- Nie będę
zaprzeczać – mrugnęłam do niego.
- A co
robiłaś przez te sześć tygodni? Dziewczyno, myślałem, że już się w ogóle nie
zobaczymy – odezwał się nie odrywając ode mnie wzroku.
- Musiałam
nadrobić szkolne zaległości i jakoś się pozbierać po tym wszystkim – odparłam
wzruszając ramionami.
- Chester,
jak mogłeś? – mruknął Joe.
- Co znowu? –
westchnął Bennington zajmując miejsce na kanapie pomiędzy przyjaciółmi.
- Rozjechałeś
dziewczynę – odparł krótko spoglądając na niego znacząco.
- Nie
rozjechał mnie. Sama wbiegłam na drogę – wyjaśniłam uśmiechając się.
-
Samobójstwo? – dopytywał się Azjata robiąc wielkie oczy ze zdziwienia.
- Uwierzysz,
że nie? Po prostu miałam… Chwilę słabości.
- No cóż, on
w chwilach słabości je, więc… - wtrącił się Brad, jednak został uciszony przez
Mr Hahna za pomocą mocnego ciosu łokciem w jego brzuch.
- Lauren, to jest Rob – powiedział Chester widząc zaistniałą sytuację.
Mężczyzna pokonał dwa kroki, by
znaleźć się obok mnie i uścisnął serdecznie moją dłoń.
- Miło mi –
uśmiechnął się, po czym usiadł na kanapie obok Mr Hahna.
- A to jest
Phoenix – dodał jeszcze Mike wskazując na ostatniego członka zespołu, który
mocował się z reklamówką.
- Cześć
Lauren! – zawołał nawet się nie odwracając – Ładne imię.
Wszyscy obserwowaliśmy jego
poczynania z nieznośną torbą. W końcu się z nią uporał i podał każdemu po
puszce piwa. Ostrożnie otworzyłam ją tak, jak zrobiła to reszta i wypiłam dwa
spore łyki. Już kilka razy piłam z Damienem, więc alkohol nie był mi obcy.
Gawędząc o pogodzie z innymi, opróżniłam całą puszkę, dlatego razem z Chesterem
i Robem sięgnęłam po następną.
- Widzę, że
się rozkręcasz – zaśmiał się Mike.
- Jak szaleć,
to szaleć – uśmiechnęłam się, po czym upiłam kolejny łyk.
- Tylko
wiesz… Mamy też czystą w zanadrzu – zadziornie uniósł brew – Jeśli wiesz, o co
mi chodzi.
- Lubię
wszystkiego próbować – powiedziałam nieco śpiewnym tonem. Czułam się trochę
lżej, niż jeszcze godzinę wcześniej.
Kolejna puszka została
opróżniona. Joe wstał z kanapy i podszedł do szafki znajdującej się obok biurka. Wyciągnął z niej
zestaw kieliszków. Każdemu dał po jednym i sięgnął po butelkę wódki ze stołu.
- Rozumiem,
że też chcesz – uśmiechnął się do mnie Azjata. Nie czekając na moją odpowiedź,
napełnił kieliszek i postawił go na biurku przede mną.
- No to co?
Do dna – powiedział Chester, gdy już wszyscy mieli nalany alkohol.
Wypiłam wódkę, która spływając
po moim gardle zostawiła drażniący smak w ustach. Skrzywiłam się i przymknęłam
oczy. Na ratunek pospieszył mi Mike, który podał małą butelkę z sokiem
jabłkowym, którego wypiłam kilka łyków. Momentalnie zrobiło mi się ciepło i
poczułam, że na moje policzki wpływają rumieńce. Zgodziłam się na drugą rundę,
trzecią… Potem zupełnie straciłam rachubę. Nigdy w życiu nie poniosło mnie tak
bardzo. Alkohol sprawił, że zaczęłam bez skrępowania opowiadać chłopakom o
całym moim życiu. Wygadałam im nawet kilka najskrytszych sekretów. Zapomniałam
też, że powinnam wracać do domu, a wszyscy byli pijani. Śmiałam się głośno,
mówiłam dużo i nawet zdarzyło mi się flirtować z Shinodą, do czego raczej nie
posunęłabym się, gdybym była trzeźwa. Po którejś z rzędu kolejce zrobiło mi się
niedobrze, więc wyszłam z dusznego pokoju. Razem ze mną poszedł Mike, który
zaprowadził mnie na balkon jednego z pokoi. Powietrze na zewnątrz było
niesamowicie czyste i świeże. Podeszłam do barierki i lekko się za nią
wychyliłam, by w dole ujrzeć jeżdżące po ulicach miasta auta robiące sporo
hałasu, który w ogóle nie docierał na ósme piętro. Oparłam się o balustradę i
spojrzałam na pogrążone w ciemnościach miasto. Mike stanął obok mnie. Mimo
panujących wokół ciemności, kątem oka wyraźnie widziałam jego postać. Odwróciłam
się tak, by mieć go na wprost siebie. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę
papierosów z zapalniczką.
- Chcesz
jednego? – zaproponował.
Wzięłam z jego rąk paczkę i
wyciągnęłam papierosa. Pomógł mi zapalić i już po chwili wdychałam duszący dym.
- A ty? –
zapytałam patrząc na niego znacząco.
- Nie
powinienem palić – wzruszył ramionami.
- A coś się
stanie gdy zapalisz?
- Wątpię, ale
lepiej nie ryzykować – odparł spokojnie opierając się o barierkę.
- To dlaczego
nosisz paczkę w kieszeni?
- Czasem
trzeba w jakiś sposób pozbyć się zbędnych emocji.
- Ryzykujesz
– mruknęłam cicho, a on tylko się uśmiechnął.
Spojrzał na mnie mrużąc oczy, po
czym wyciągnął z moich ust papierosa i sam zaciągnął się dymem.
- Nie jesteś
chyba zła? – zapytał wypuszczając z ust szarą chmurę dymu.
Przyglądałam mu się z boku. Gdy
byłam pijana, wydawał mi się jeszcze bardziej uroczy, a przede wszystkim
przystojny. Zauważył, że na niego patrzyłam. Wyrzucił niedopałek na posadzkę i
przydepnął go butem. Skierował wzrok na moją twarz. Chciałam się odwrócić i
odejść, jednak nagle, poczułam usta Shinody na swoich. Gdybym była trzeźwa, z
pewnością bym zaprotestowała. Wtedy jednak pozwoliłam mu, by mnie całował, a
nawet sama odwzajemniałam jego pocałunek. Poczułam, jak obejmuje mnie
ramieniem. Wplotłam palce w jego włosy z każdą chwilą przyciągając go coraz
mocniej do siebie. Gdy zaczęło brakować mi tchu, odsunęłam się od niego na
kilka centymetrów i spojrzałam prosto w jego brązowe, błyszczące oczy. Mike
nagle mocniej mnie chwycił i jednym, szybkim ruchem uniósł w górę. Zaśmiałam
się głośno, lekko odchylając głowę do tyłu. Zaniósł mnie do środka, byśmy po
chwili wylądowali na kanapie. Nie mogłam się poruszyć, bo Shinoda wręcz
przygwoździł mnie swoim ciężarem. Nie powiem jednak, że mi się to nie podobało.
Moje serce biło przyspieszonym rytmem, a oddech miałam nierówny. Obserwowałam z
dołu, jak mój znajomy rozpinał swoją koszulę, która kilka sekund później
wylądowała na ziemi. Nachylił się nade mną i delikatnie musnął swoimi ustami
moje. Swoimi długimi palcami dobrał się do guzików mojego ubrania. Chciałam mu
pomóc, jednak drzwi do pokoju się otworzyły, a ktoś wszedł do środka.
Zamarliśmy w bezruchu.
- Szukałem
was – usłyszałam spokojny głos Brada. Odetchnęłam z ulgą, bo w głębi ducha
spodziewałam się Chestera, a nie chciałam, żeby widział, co robiłam z jego
najlepszym przyjacielem.
Shinoda zsunął się ze mnie.
Chwycił koszulę leżącą na ziemi i ubrał ją na siebie nie zwracając na mnie
najmniejszej uwagi.
- Tak? –
zapytał cicho podchodząc do znajomego.
- Wszyscy się
o was pytają. Zniknęliście– powiedział Brad co chwilę na mnie zerkając.
Zorientowałam się, że wciąż leżę
na kanapie w rozpiętej do połowy koszuli. Podniosłam się więc i nieco speszona
zapięłam ubranie.
- Wróćcie
niedługo, bo inaczej Chester nie będzie zbyt zadowolony – dodał Delson
odwracając się i wychodząc z pokoju.
- Chodź,
Lauren – polecił mi Shinoda.
Chwycił delikatnie moją dłoń,
czego zupełnie nie spodziewałam się z jego strony. Wyszedł na korytarz lekko
ciągnąc mnie za sobą. Poszliśmy do pokoju, w którym nadal siedzieli pozostali.
Nagłe pojawienie się mnie i Mike’a wzbudziło podejrzenia innych, ale
wyjaśniłam, że byłam na balkonie zapalić. Po dobrej godzinie rozmów zrobiłam się
zmęczona. Zasnęłam więc na kanapie opierając głowę na kolanach Shinody.
Tym razem trochę inaczej. Sama jednak nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.
Następny rozdział już mam napisany w połowie, więc pojawi się niedługo ;)
Uuu, gorrąco.... Linkini mnie rozwalili swoim zachowaniem xDDD Strasznie lubię Twoje opowiadanie i w końcu wpadłam na pomysł, jak napisać część drugą u siebie xDDD No to ja czekam na następny, weny życzę i w ogóle no nie mg się nowego doczekać xDD
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy xDDD
OdpowiedzUsuńKurczę. Zespół zaskakuje, po raz pierwszy mam wrażenie, że spośród wszystkich opowiadań, które czytałam, Joe nie jest tendencyjnym psychopatą. Znają się w sumie krótko, bo parę tygodni, będzie półtora miesiąca, a tu już taka impreza? Szalejesz, nie powiem.
OdpowiedzUsuńHmmm... Dobrze, że pojawił się Brad, Mikey pod wpływem różnych używek staje się nieco zbyt otwarty, jak na mój gust.
Cóż, pozostaje mi tylko życzyć ci dużo weny i czekać na kolejny rozdział.
S.
No to nadrabiam! Teraz dopiero weszłam, bo wczoraj przyjechałam z Niemiec.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Zespół szaleje, normalnie PARTY HARD hehe. Troszkę dziwi mnie zachowanie Mike'a. Coś czuję, że przez to, co się stało coś się rozwinie. No, ale co będzie z Chaz'em? Nie mogę się doczekać kolejnego. :D
No i zapraszam do siebie na nowy rozdział :D I zupełnie odmieniony blog :D http://myshadowoftheday.blogspot.com/
Kiedy będzie coś nowego? Opowiadanie jest bardzo interesujące i ciekawe. Nie mogę doczekać się kontynuacji ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNowy rozdział już napisany, czeka tylko na ostateczne poprawki. Pojawi się niedługo :)
UsuńNajlepszy rozdzial na tym blogu... awww '-'
OdpowiedzUsuńTylko Mike nie irytuje. Zbyt nachalny...