środa, 10 lipca 2013

3. Memories consume like opening the wound

                Moi rodzice przyjechali wieczorem. Przywieźli do szpitala moje słuchawki, laptop i telefon. Oczywiście nie ominęły mnie pytania o samopoczucie, czy o termin zdjęcia gipsu. ,,Jeśli ktokolwiek mnie jeszcze raz o to zapyta, to przysięgam, zabiję’’ – pomyślałam, gdy chyba po raz setny opowiadałam jak się czuję. Rodzina nie zabawiła u mnie zbyt długo. Nie wiem, dlaczego musieli tak szybko odjeżdżać. W każdym razie tłumaczyli się, że muszą pozałatwiać jakieś ważne sprawy, w co zbytnio nie wierzyłam, bo kto normalny robi to o dwudziestej? W każdym razie pojechali sobie, a ja po raz kolejny zostałam sama. Z trudem sięgnęłam po torbę z laptopem, która leżała na krześle obok łóżka. Nie byłam jednak w stanie przenieść jedną ręką komputera, więc poddałam się i chwyciłam telefon leżący na stoliku nocnym. Wymieniłam kilka smsów z znajomą ze szkoły, aż w końcu założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Obserwowałam kątem oka ciemne niebo za oknem. Miałam już dosyć leżenia w szpitalu. To było naprawdę męczące. Nie mogłam się nawet obrócić na bok, by spokojnie zasnąć. Musiałam jeszcze jednak wytrzymać jakoś te sześć tygodni męcząc się z gipsem. Gdy skończyłam słuchać ostatnią piosenkę z mojej listy, zdjęłam słuchawki i odłożyłam telefon. Zaraz potem usłyszałam pukanie do drzwi. Rzuciłam ciche ,,Proszę wejść’’. Do pokoju wszedł Chester, a zaraz za nim Mike.
- To już trzeci raz dzisiaj – zaśmiałam się.
- Nigdy za wiele – odparł Bennington obdarzając mnie zniewalającym uśmiechem – Nie przeszkadzamy ci? Trochę już późno…
- Jasne, że nie. Przespałam pół dnia, więc nie mam prawa być zmęczoną – odpowiedziałam uprzejmie.
- Załatwiliśmy kilka spraw związanych z zespołem i postanowiliśmy wpaść zobaczyć co u ciebie. No i Spike bardzo chciał się z tobą widzieć.
                Na policzki Shinody wpłynął lekki rumieniec, ledwie zauważalny, jednak dość dobrze widoczny z mojej perspektywy. Spuścił głowę w dół unosząc kąciki ust. Nawet nie spodziewałam się, że ktokolwiek, a zwłaszcza ktoś taki jak Mike będzie chciał się ze mną zobaczyć.
- Co robisz tutaj sama? – zapytał nagle Chester przerywając niewygodną ciszę, która zapanowała.
- Śpię – odparłam krótko – Rodzice przywieźli mi laptopa, ale nie mogę po niego sięgnąć.
                Brunet bez słów wyciągnął komputer z torby i położył go na stoliku nocnym razem z ładowarką. Następnie zajął swoje stałe miejsce pod oknem.
- I jak się czujesz? – zapytał.
- Jakieś dwie godziny temu przyrzekłam sobie, że zabiję każdego, kto mnie o to spyta – westchnęłam spokojnie – Ale nie bój się. Ciebie to nie spotka.
- Czy ty mi grozisz? – zaśmiał się Shinoda.
- Wcale nie! Nie mam zamiaru cię zatłuc – uniosłam zadziornie jedną brew w górę.
- Nie wierzę, że taka ładna dziewczyna byłaby w stanie cokolwiek mi zrobić.
- Nie wiesz, do czego jestem zdolna – puściłam do bruneta oko.
                Rozmawialiśmy jeszcze dobre dwie godziny. Głośno się śmialiśmy, żartowaliśmy ze wszystkiego. Gdy zegar wskazał dwunastą, do pokoju przyszedł doktor. Zganił nas za to, że hałasowaliśmy i polecił chłopakom wracać do domu. Niechętnie wyszli zostawiając mnie samą. Znowu poszłam spać. Co innego miałam do roboty?

                Obudziłam się o szóstej rano. Sięgnęłam po laptopa leżącego na stoliku. Na szczęście przenośny router z internetem miałam już podłączony do komputera. Sprawdziłam kilka portali społecznościowych, z których nie korzystałam już chyba ponad tydzień. W zasadzie to od czasu śmierci Damiena prawie  w ogóle nie używałam laptopa. Na skrzynce mailowej miałam pełno wiadomości od znajomych i, o dziwo, od nauczycieli. Odpisałam na kilka metodą kopiuj-wklej. Na Facebooku nie było nikogo, z kim mogłabym popisać. No tak… W końcu godzina była wczesna i większość jeszcze spała lub szykowała się do szkoły.
                Nie mając nic ciekawego do robienia, założyłam słuchawki, które podłączyłam do komputera i zaczęłam oglądać jakiś film. Gdy się skończył, było piętnaście po ósmej. W pewnym momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę – zawołałam chrypliwym głosem.
                Chester? Mike? Serce zabiło mi szybciej na myśl o nich. Bardzo chciałam się z nimi spotkać. Naprawdę umilali mi czas, który spędzałam w szpitalu. Miałam przynajmniej z kim porozmawiać, pośmiać się. Lekko uniosłam się na łóżku niecierpliwie wyczekując chłopaków. Moje rozczarowanie było ogromne, gdy okazało się, że do pokoju wszedł doktor. To przecież logiczne. Mike i Chaz mają swoje zajęcia i z pewnością nie chciało im się wstawać wcześnie, żeby od rana mnie odwiedzać. Westchnęłam trochę podirytowana. Ułożyłam się na łóżku najwygodniej, jak mogłam, bo ten cholerny gips na nodze nie pozwalał mi położyć się tak, jak chciałam. ,,Tylko sześć tygodni’’ – pomyślałam zaciskając zęby. Pozycja, w której się znalazłam okazała się jednak wyjątkowo niewygodna. Spojrzałam na doktora, który coś mówił, jednak ja nie zwracałam na niego uwagi. Zrozumiałam jedynie ostatnią część jego wypowiedzi. Po prostu zapytał o samopoczucie. Jak zwykle zresztą. Odpowiedziałam najmilej, jak tylko potrafiłam, a on zanotował coś na swojej kartce. Już miał wychodzić, gdy zatrzymał się i oznajmił:
- Od jakiegoś czasu na korytarzu siedzi jakiś mężczyzna i czeka, aż się pani obudzi. Poprosić go tutaj?
                Skinęłam potwierdzająco głową. Doktor wyszedł. Wiedziałam już, kto zaraz mnie odwiedzi. Moje przeczucie się sprawdziło i po chwili w pokoju pojawił się Chester. Na jego widok uśmiechnęłam się. Chaz podszedł do mnie spokojnie.
- Dzień dobry, słońce – przywitał się szeptem, po czym pocałował mnie delikatnie w czoło.
                Odsunął się ode mnie na krok, by zająć swoje miejsce na krześle, jednak od razu zauważył, że leżę w niezbyt wygodnej pozycji. Zmarszczył brwi i przyjrzał się mi.
- Pomóc ci? – zapytał kierując wzrok na moją twarz.
                W odpowiedzi skinęłam głową. Chester nachylił się nade mną, wsunął jedną rękę pod moje plecy, a drugą pod moje kolana. Uniósł mnie lekko w górę i ułożył mnie w nieco innej pozycji, która okazała się o wiele wygodniejsza. Uśmiechnął się do mnie, po czym usiadł na swoim krześle.
- Lepiej? – zapytał.
- O wiele. Dlaczego dzisiaj tak wcześnie przyjechałeś?
- Nie mogłem usiedzieć w domu – wzruszył ramionami.
- A Mike?
- Zostawiłem gnojka w studiu.
- Myślałam, że się lubicie…
- No jasne, że się lubimy. Mike to mój przyjaciel – wyjaśnił spokojnie.
- Bo wiesz, jak to zabrzmiało – powiedziałam cicho – A reszta zespołu nie jest zła, że ciągle do mnie przyjeżdżasz?
- Jasne, że nie. Teraz zresztą każdy zajmuje się czymś innym, więc nawet pewnie nie zauważają, że znikam co jakiś czas.
- Piszesz piosenki? – zapytałam nagle.
- W zasadzie to prawie wszyscy piszemy. Głównie jednak ja i Mike. Teraz próbuję coś wymyślić, ale mam wyjątkowo uparte myśli.
- To znaczy?
- To znaczy, że wszystko, co próbuję napisać krąży wokół jednego schematu i nie jestem w stanie wymyślić niczego nowego.
- A Mike?
- Też próbuje coś wymyślić i całkiem nieźle mu to idzie, ale on uważa, że wszystko jest do niczego – westchnął Chester.
- A kto jeszcze jest w zespole?
- Brad, Rob, Phoenix i Joe… Przepraszam, Mr Hahn – uśmiechnął się – Pamiętaj o tym, że na początku znajomości z Joem musisz koniecznie zwracać się do niego nazwiskiem.
- Będę pamiętać – zaśmiałam się.
                Nasza rozmowa mogłaby trwać w nieskończoność, gdyby nie zadzwonił telefon Chaza. Poinformował mnie szeptem, że dzwoni Mike, po czym odebrał. Rzucił do niego kilka słów i się rozłączył.
- Znowu czegoś ode mnie chcą – westchnął Bennington wstając z miejsca – Naprawdę żałuję, ale muszę już iść.
- Zaczekaj – powiedziałam i chwyciłam długopis leżący na stoliku nocnym – Chcesz chyba mój numer telefonu?
                Wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam delikatnie jego dłoń i na jej wewnętrznej stronie spisałam z pamięci ciąg cyfr. Chester przyjrzał się chwilę numerowi, po czym nachylił się nade mną. Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, a następnie wyszedł bez słowa z pokoju. Zdezorientowana przyłożyłam palce do dolnej wargi. W powietrzu nadal unosił się zapach Benningtona. To co zrobił było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Zamknęłam oczy wdychając woń mężczyzny, którego nagle zapragnęłam mieć przy sobie mimo, że właśnie wyszedł z pokoju. Wspomnienia wróciły. Damien całujący mnie na pożegnanie w taki sam sposób, jak Chester. Jeszcze inna chwila. Mój chłopak siedzący ze mną na niewysokim klifie. Lub pamiętny wieczór na lodowisku, gdy uczył mnie jazdy na łyżwach. Zaczęłam sobie uświadamiać, że przez ostatnie trzy lata ogromną częścią mojego życia był właśnie on. Był pierwszą osobą, którą prawdziwie pokochałam. A teraz muszę żyć bez niego. Nie byłam jednak przygotowana na samotność. Pustka w moim sercu nieznośnie dawała o sobie znać, sprawiając mi tym samym ogromny ból. Zorientowałam się też, że zostałam prawie całkiem sama. Nieliczni znajomi mieli swoje życia i własne problemy. Rodzice pracowali i rzadko kiedy mieli czas, żeby się mną zająć. Nawet, żeby ze mną zwyczajnie porozmawiać. Dali tego dobitny przykład gdy znajdowałam się w szpitalu. Normalni, kochający rodzice siedzieliby razem ze mną i pocieszaliby po stracie ukochanego. Czemu zawsze mnie musi to spotykać? Wieczna ignorancja, nawet ze strony rodziców. Jedynie Chester i Mike byli w stanie okazać mi choć odrobinę uwagi. Dwóch facetów, których znałam raptem jeden dzień jako jedyni tamtymi czasy zwrócili na mnie uwagę.

                Pod wieczór przyjechali rodzice. Jak zwykle padło pytanie o samopoczucie. Tym razem na szczęście obyło się bez grożenia śmiercią. Wspomnienia jednak ponownie do mnie wróciły,  gdy mama zapytała, czy daję sobie radę po śmierci ,,przyjaciela’’. Widocznie nie chciała wzbudzić u mnie niechcianych emocji. Niestety, stało się wręcz przeciwnie. Do końca wizyty siedziałam w parszywym humorze z wzrokiem wbitym w ścianę. Gdy rodzina wyjechała, była dwudziesta. Chester nie przyjechał. Nie widziałam go od ranka, gdy pocałował mnie na pożegnanie. Nawet pewnie nie wiedział, że zostawił mnie czekającą w niepewności. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, jednak nie odwiedził mnie już do końca dnia. O dziewiątej do pokoju przyszedł doktor. Zapytał o samopoczucie, bo jak mógłby zapytać o cokolwiek innego. Zanotował coś na tej swojej kartce i odszedł. Gdy tylko zniknął na korytarzu, odwiedziła mnie jeszcze pielęgniarka. Poprawiła kołdrę, po czym wzięła ze stolika talerzyk i szklankę, po zjedzonej przeze mnie wcześniej kolacji.
- Przepraszam, że pytam, ale… Kim są ci dwaj mężczyźni, co ciągle panią odwiedzają? – zapytała nieśmiało.
- To są moi znajomi – odparłam krótko.
- Naprawdę się o panią martwią. Ciągle pytają się o to, jak się pani czuje – wyjaśniła kobieta – Ale nie będę już pani więcej przeszkadzać. Chce pani iść spać? – skinęłam twierdząco głową – Dobrze, dobranoc.
                Zgasiła światło i wyszła z pokoju. Wreszcie mogłam spokojnie się wypłakać. Pozbyć się wszystkich emocji, które gromadziły się we mnie od pewnego czasu. Pozwoliłam łzom płynąć po moich policzkach. Po kilku minutach cichego szlochu zaczęło brakować mi powietrza w płucach. Wtedy zaniosłam się naprawdę głośnym płaczem. To był naprawdę trudny okres w moim życiu. Byłam bezsilna wobec wszystkich przeciwności. Jedyne co mogłam zrobić w tamtej chwili zrobić, to po prostu poddać się emocjom, co właśnie wtedy zrobiłam. Rozpacz gromadziła się we mnie od czasu śmierci Damiena.

Płacz bardzo mnie zmęczył. Gdy już się wyciszyłam, poczułam lekką ulgę. Nadal dławiąc się powietrzem, zasnęłam.

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale nic już na to nie poradzę. A już niedługo planuję nagły rozwój akcji :3

5 komentarzy:

  1. Strasznie mi się podoba jak piszesz, a Chester jest taki romantyczny, że oooooh. A Mike się chyba zakochał, czyż nie? :D Nie mg się doczekać następnego rozdziału, będziesz mnie informować o nowych na colors-of-my-hope.blogspot.com
    Przy okazji, jak chcesz, to u mnie jest nowy rozdział :D I wyłącz weryfikację obrazkową!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co napisać... Strasznie podoba mi się to wszystko :D Czytam to jednym tchem, ponieważ masz baardzo ciekawy styl i wogóle. *_* Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno, co ty za bzdury pleciesz?!? Przecież to jest genialne!
    No, już mi lepiej. Naprawdę, mam wrażenie, że nie doceniasz siebie. Chazzy się zakochał, Mikey zresztą też... ja tu widzę trójkącik i walkę o dziewczynę ;)
    Bardzo podoba mi się twój styl, a dodatkowym atutem dla mnie jest to, że nie widzę żadnych błędów. Dzieje się, dzieje, a akcję rozpędzaj swobodnie, bo jak na razie jest genialnie.
    Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział, życzę dużo weny!

    Z innej beczki: zapraszam do siebie na nowy rozdział i proszę, informuj mnie o nowościach, ok?
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie nowy rozdział :D Zapraszam na http://myshadowoftheday.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam zamiaru sie rozpisywac, bo mam jeszcze sporo do przeczytania, a konczy mi sie bateria w komorce, powiem tylko- swietny styl i nieprawdopodobna lekkosc :3

    OdpowiedzUsuń